Blog

Wojna na Ukrainie – świat spłonął

To, co teraz piszę, jest pewnie moją największą próbą walki ze sobą. Próbą skupienia się na poskładaniu w logiczną całość słów na temat, o którym wcale nie chcę myśleć. Nie chcę myśleć o Wojnie na Ukrainie, bo nie chcę myśleć o bezsensownej śmierci. O żadnej śmierci. Nie potrafię być dyplomatyczna i poprawna. Nie w tak poważnych sprawach. W momencie, gdy ktoś traci życie z powodów, których nikt nie jest w stanie zrozumieć, można pozostać tylko szczerym. Przede wszystkim szczerym ze sobą.

„Wojna wyzwala w człowieku najgorsze i najlepsze instynkty i cechy”. Nigdy nie sądziłam, że przyjdzie mi się z tym zmierzyć. Bo niby w jaki sposób? Przecież, jak to powiedziała ostatnio moja przyjaciółka, zakładałam, że będziemy „pokoleniem bez istotnych wydarzeń historycznych”. Jednak tak się nie stało, bo świat spłonął. Spłonął w momencie, gdy pierwsza przypadkowa osoba zginęła na Ukrainie tylko dlatego, że bezduszny, egocentryczny i nieobliczalny polityk z Rosji, szukający swojego miejsca na kartach historii tak zdecydował. Nie wymienię jego nazwiska, bo to byłoby oznaką szacunku, którego w moich oczach nie ma. Oczywiście on nie jest sam. Tacy ludzie nigdy nie są sami. Zawsze pojawią się Ci, którzy stając przy wcieleniu zła, spróbują ogrzać się ciepłem ognia. Mój mały umysł nie jest w stanie pojąć, w jaki sposób wydarzenia, które dzieją się u naszych sąsiadów, mogą mieć miejsce w wolnej Europie. Wartościujemy życie ze względu na własne bezpieczeństwo i bezpieczeństwo innych krajów, ale z drugiej strony, kto dał nam prawo do takiego wartościowania? Zakładam, że chodzi o to, by nie ryzykować utratą zbyt wielu żyć, ale kto tak naprawdę decyduje których? Nie znam się na prawie i bezpieczeństwie międzynarodowym i nie czuję się kompetentna do oceny sytuacji. Nie znaczy to jednak, że nie mogę czuć się wściekła na to, że umierają niewinni ludzie. Smutek ustąpił nieustannemu uczuciu wściekłości zmieszanemu z bezradnością. Świat czeka na rozwój sytuacji i zapewne dyplomatycznie odpowiada sankcjami i pomocą, ale skoro nie zatrzymuje to obłędu śmierci, to co to za pomoc?

Wojna czy równie traumatyzujące wydarzenia wyzwalają lawinę nie tylko zła, ale i dobra. Owo zło przybiera różne kształty i różną intensywność. Od rosyjskiego żołnierza celującego do cywilów, przez zwykłego trolla internetowego szerzącego fake newsy, kończąc na polityku, który w obliczu tak wielkiej tragedii, chce zdobyć dodatkowe punkty w rankingach lub zniesławić swoich oponentów. Powinniśmy założyć, że osoba, która trzyma broń w ręku i celuje bezpośrednio do cywilów jest pozbawiona skrupułów. Morderca. Ale kim jest w tym układzie osoba, która próbuje odwrócić od tej zbrodni uwagę, by przekuć ją w swoją korzyść? Kim stają się osoby, które skupiają uwagę na sobie zamiast na ofiarach wojny? Czy żyjemy w czasach, w których wizerunek ma większą wartość niż ludzkie życie? Nie chcę w to wierzyć, ale za każdym razem, gdy trafiam na Twitter właśnie tak czuję. Wytykanie siebie palcami, stare zdjęcia, kto i z kim się widział, kto kogo zna… Obrzydliwe, niesmaczne i odrzucające bez względu na światopoglądy czy reprezentowaną partię. Przypomina to granie na boisku wojny głowami poległych. Byle tylko zyskać punkt. Do tego dochodzą powielacze – osoby udostępniające żale i gorycz politycznych celebrytów oraz niezidentyfikowanych kont, zamiast skupić się na pomocy. Jeśli ktoś nie chce pomagać, bo przecież nie musi, to mógłby chociaż mieć w sobie trochę przyzwoitości i zamilknąć z szacunku do każdego życia utraconego na Ukrainie.

Na szczęście w ostatnich dniach obserwujemy nie tylko potok zła, który wylał się wraz z mnóstwem złych ludzi, ale również potok dobra, którym zalewają nas Ci dobrzy. Jest tyle wspaniałych osób, które pomagają na wiele sposobów i na różnych przestrzeniach. Poświęcają swój wolny czas, przestrzeń w domach i środki finansowe, by pomóc ludziom w potrzebie. Nie potrzebują wywiadów, fleszy, aparatów czy podziękowań w mediach, by od tygodni pomagać. Niektórzy zgłaszają się sami, a inni nigdy nie odmówią pomocy, kiedy zostaną o nią poproszeni. Są dostępni wtedy, gdy świat ich potrzebuje i nigdy nie narzekają. Po prostu działają, zamiast o tym mówić. Cisi bohaterowie, o których nikt nie wie, a za których tak bardzo dziękuję. Dziękuję, że stanęli na mojej drodze, bo dzięki nim ten zły świat, staje się lepszy. To właśnie oni wciąż wracają ze swoją pomocą i uczestniczą w maratonie, który dopiero przebiegł pierwszy kilometr.

Nie mam pojęcia, kiedy i jak to wszystko się skończy. Czuję jednak wewnętrznie, że każde pojedyncze utracone życie, będzie krokiem ludzkości w przepaść. Nie będzie łatwo się nam odbić, szczególnie jeśli w pewnym momencie będziemy moralnie zbyt głęboko i nastąpi wyparcie. Jednak śmierci nie da się wymazać.

By nie utracić człowieczeństwa, powinniśmy szerzyć dobro każdego dnia. Szukać możliwości, a nie wymówek. Traktować matki tak, jakby to były nasze matki. Dzieci tak, jakby to były nasze dzieci. Żołnierzy wspierać tak, jakby to byli nasi żołnierze. W czasach kryzysu i wojny bądźmy wersjami siebie, o których w przyszłości będziemy myśleć z dumą i wiarą, że dobro zawsze zwycięża.

Marta Wójcik