Blog

Studia, czyli wyprowadzam się i jestem dorosła – część 2

Uganiałam się jak głupia za bad boyami. Niebezpiecznymi, rzadko inteligentnymi, ale
za to przystojnymi i cwanymi, których nikt z mojej rodziny nie miałby nawet szans polubić. Ze
wszystkich niebezpiecznych chłopaków tylko 1 z nich trafił kiedyś do mojego domu
rodzinnego (to było jeszcze przed wyprowadzką na studia). Dużo starszy i w równie starym
odrestaurowanym aucie. To jedyny facet, w życiu, z którym moja mama zabroniła mi się
spotykać. I wiesz co? Miała racje. Moja największa porażka życiowa, która nie rozumiała
prostych komunikatów i była największym bydlęciem jakiego życie dało mi spotkać na swojej
drodze. Było to półtorej miesiąca spotykania się z facetem, który nie szanował kobiet, ani
mnie. Teraz ma żonę i 2 lub 3 dzieci. Szczerze współczuję kobiecie. Wiem, że pewien rodzaj
ludzi się po prostu nie zmienia. A może tylko pod wpływem traumy może się zmienić.
Chętnie sama temu człowiekowi bym takiej traumy dodała. Jednym słowem: psychol
równoznaczne z unikać i omijać z daleka. Moja droga koleżanko, czas przestać się oszukiwać.
Mężczyźni się nie zmieniają i mam wrażenie, że dobrze o tym wiesz, dlatego odpuść sobie
związek, w którym nie jesteś szczęśliwa, a budujesz go tylko na nadziei zmiany tej drugiej
osoby. Życie napędzane tylko nadzieją na zmianę na pewno ma swoje plusy, ale pamiętaj, że
sama nadzieja nie prowadzi do zmiany. Gdy chce jej tylko 1 osoba i tylko 1 osoba widzi
problem, to bardzo małe prawdopodobieństwo, że się uda. W życiu trzeba czasem
zwyczajnie odpuścić, nawet, a może zwłaszcza w przypadku niebezpiecznych i patologicznych
związków. Nie próbuj być obronnym rycerzem dla faceta, który już czuje się królem w
fortecy.
Tak naprawdę z żadnym z moich fatalnych zauroczeń nigdy nie byłam. Spotykaliśmy się,
flirtowaliśmy, ale na koniec zawsze coś się nie zagrało. Otaczałam się niegrzecznymi
chłopakami, ale nigdy nie byłam w stanie tak naprawdę z żadnym być. Nie miałam nawet
odwagi spotykać się z nimi sam na sam. Zawsze była to większa grupa podczas wspólnych
imprez czy wypadów lub co najmniej podwójna randka. Chyba tylko wmawiałam sobie, że
chcę spróbować takiego „niebezpiecznego życia” – tak je wtedy interpretowałam, ale nigdy
jednak nie odważyłam się tak jak kiedyś w przedszkolu iść razem z nimi do kąta. Całe
szczęście. Wiem, że niektórzy są za kratkami, inni uciekli za granicę przed nimi, jeszcze inni
stali się niespełnionymi artystami bez grosza przy duszy i nałogiem w zanadrzu. Są też
oczywiście tacy, którzy mają wspaniałe życie i wiodą życie rodzinne, na które ja nigdy bym się
z nimi nie odważyła.

Minęło 8 lat od mojego postanowienia, że nikt więcej mnie nie zostawi i zapomniałam
się. Po raz drugi zostałam odrzucona, chyba nawet nie odrzucona, a po prostu zostawiona
przez przyjaciela, który skończył naszą znajomość tymi samymi argumentami, przez które ja
nie chciałam jej zaczynać. Ciekawe było jednak to, że nie czułam się z tym faktem ani trochę
źle. Nie miałam złamanego serca, bo ta relacja, której starałam się tak usilnie trzymać, nie
miała dla mnie żadnego emocjonalnego znaczenia. Naciskałam tylko cały czas na wspólny
czas, bo w wolnym czułam się niepewnie. Nie obawiałam się, że on mnie zostawi, a raczej, że
ktoś inny mnie skusi. Tak to bywa, kiedy nie czujemy satysfakcji w związku i żadnych, ale to
żadnych motyli. Cały czas rozglądamy się rozglądamy za kimś lepszym. Nie wiem nawet czy
jest to do końca świadome, ale to tak, jakbyśmy przeczuwali, że to co jest teraz będzie trwało
tylko chwilę. Zachowujemy się destrukcyjnie w takich relacjach i często sami dążymy do
rozstania, bo nie chcemy zranić tej drugiej osoby. W moim przypadku mój przyjaciel okazał
się tylko przecinkiem w codzienności na kilka tygodni. W zasadzie po rozstaniu tydzień
później zaczęłam się spotykać z kimś innym. Oczywiście chwilkę podramatyzowałam, żeby
nie pokazywać całkowitej obojętności, ale nigdy wcześniej i nigdy później żadne rozstanie nie
było dla mnie wewnętrznie tak oczywiste. Niezwykle jest to jak różnie odbieramy odrzucenie.
Jednego obawiamy się tak bardzo i jeśli nadejdzie jest nam ciężko się do niego przyznać
przed samym sobą, bo obawiamy się, że bez tej drugiej osoby stracimy wartość lub
kompletnie sobie nie poradzimy. Inne jest dla nas stanem błogości i świętym spokojem.
Kiedy jako nastolatkę rzucił mnie chłopak była zdruzgotana, a dziewczynę, dla której mnie
rzucił obserwuję na Facebooku do tej pory, jak na studiach rzucił mnie chłopak, to nie
przypominam sobie żebym kiedykolwiek weszła na jego profil i weryfikowała czy z
kimkolwiek jest, nawet nie pamiętam, jak ma na nazwisko. Najgorzej było na imprezach, na
które trafialiśmy wspólnie. Nikt z nas nie wiedział, jak się zachować. Nie wiem co on myślał,
ale ja myślałam: unikaj, bo właściwie to nie masz o czym z nim rozmawiać. Tak się kończą
dobre przyjaźnie. Zastanów się czy w Twoim życiu też pojawiał się ktoś taki? Byłaś z nim, bo
jakoś tak wyszło, a gdy się zaczęło chciałaś to skończyć najmniej drastycznie jak to tylko
możliwe i za nic nie chciałaś go zranić więc byłaś gotowa sprowokować rozstanie. Okrutne?
Nie sądzę, przecież w zasadzie ten, facet nigdy się o tym nie dowie.

Marta Wójcik