Miałam 18 lat i 7 miesięcy, gdy oświadczyłam rodzicom, że znalazłam pracę i wyprowadzam się. 2 kierunki studiów (dziennie – Białystok, zaocznie – Kraków) i praca wieczorami nie przeszkodziły mi w dalszym poszukiwaniu miłości. Prawda jest jednak taka, że nie szukałam miłości, a związku, który mnie usatysfakcjonuje i w przeciwieństwie do poprzednich stworzy wyzwania. Miłość bez dramatów była dla tak ambitnej osoby jak ja zbyt prosta. Może właśnie o to chodzi w kobietach? My tak bardzo lubimy komplikować sobie życie… Nie chcemy prostego, zwykłego i banalnego życia mimo tego, że tak twierdzimy. Związki są niczym bujanie się na huśtawce w dzieciństwie, coraz wyżej, by poczuć choć trochę adrenaliny. Z jednej strony nie chcemy ryzykować i potrzebujemy bezpieczeństwa, a z drugiej niezbędne jest migotanie przedsionków. Naprawdę jakby ktoś, kiedyś wynalazł instrukcję obsługi kobiety, może na niej nauczyłabym się żyć sama ze sobą albo przynajmniej choć trochę bardziej racjonalnie.
Wracając do pseudo dorosłości. Na studiach spotykałam prawie samych dobrych mężczyzn. Większość nawet regularnie wyznawała mi miłość, a ja twierdziłam zacięcie, że nie mogę ich wykorzystywać i kończyłam znajomość, bo przecież ja ich nie kochałam, a to było nie fair. Moje teorie były tak samo bezsensowe, jak podejście do miłości. Właściwie to chyba przestałam z nią nawet wierzyć. Wszyscy faceci byli wtedy warci mojej uwagi przez jakieś 10 sekund w skali życia. Nie ważne czy mieli 20 czy 40 lat, pieniądze czy ich brak, wygląd czy inteligencję, a nawet pakiet full opcja nie był zadowalający. Traktowałam ich tak samo przedmiotowo. Mogę się teraz tylko do tego przyznać i przeprosić. Zauważ, że najczęściej zarzuca się właśnie mężczyznom, traktowanie kobiet przedmiotowo. Śmiało mogę powiedzieć, że w tym okresie życia kładłam ich wszystkich na łopatki w tej dyscyplinie. A wszystko tylko i wyłącznie dla lepszego samopoczucia i poprawienia mojej samooceny. (Jeśli jesteś moim ex i czytasz to teraz, to wiedz, że chciałabym Cię za to serdecznie przeprosić. Potrzebowałam lat, by zrozumieć co tak naprawdę robiłam i dlaczego.) Wielkim przekłamaniem byłoby stawianie siebie w roli ofiary krzywdzonej przez mężczyzn, która miała wiecznie złamane serce. Mów mi raczej:” łamaczka serc”.
Według moich standardów w tamtym czasie tylko jeden mój facet zasługiwał na więcej. Poznałam go w Anglii, gdy wyjechałam po pierwszym roku studiów dorobić w okresie wakacji. Niezwykle romantyczny początek znajomości. Zaczęłam się widywać z jego kolegą, ale między nami nie było chemii. Znajomość wynikająca ze znudzenia życiem na dorobku na obczyźnie i brak alternatywy na kogoś innego – trwało to może koło 2 tygodni – maks 6 spotkań. Gdy pokłóciliśmy się z moim przyszłym, niedoszłym chłopakiem i zostawił mnie pod klubem, to jego kolega, a mój wybawiciel zaproponował, że odprowadzi mnie do domu. Wracaliśmy wzdłuż plaży w środku nocy, by popatrzeć na morze. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Pamiętam te uczucie szczęścia i zrozumienia z jego strony do tej pory. Zatrzymaliśmy się, usiedliśmy wsłuchując w szum fal i podziwialiśmy gwieździstą, bezchmurną noc. Właśnie wtedy mnie pocałował, a mój żołądek wywrócił się na lewą stronę. Niewielu scenarzystów potrafiłoby wyreżyserować lepiej wydarzenie, które wydarzyło się naprawdę. Na okres 2 miesięcy staliśmy się nierozłączni. Widywaliśmy się codziennie po pracy, a ja prawie zamieszkałam w jego kawalerce. Zwiedzaliśmy Anglię, robiliśmy zakupy, poszukiwaliśmy najlepszych restauracji i testowaliśmy je. Zachowaliśmy się zdecydowanie bardziej jak turyści niż dorobkiewicze. Po wakacjach wróciłam, by kontynuować studia co wcale nie było łatą decyzją i to sądzę, że często kusi młodych ludzi, a przynajmniej kusiło wtedy. Mając 20 lat trafiają do kraju, w którym najniższa krajowa wtedy była czterokrotnie wyższa niż w Polsce i mimo, że życie jest droższe, przeliczają na możliwości życia za tą samą kwotę w Polsce. Nie chcą poświęcać kolejnych 10 lat, by zbliżyć się do tych zarobków więc zostają. Jest mnóstwo osób, które idą tam na studia, znajdują pracę, która daje im satysfakcję i możliwość dalszego awansu, otwierają biznesy i budują wspaniałe życie. Robią dokładnie to co zrobiliby w Polsce, jednak przypadkiem tam znaleźni swoją drogę. Ja podczas pierwszego popytu w Anglii trafiłam w większości do środowiska rówieśników, którzy nie szukali możliwości rozwoju i dalszego etapu. Oni nie potrafili zrozumieć mnie, dlaczego wracam, przecież studnia do niczego mi nie są potrzebne, skoro już zarabiam, a ja ich: przecież nie będę stała przy taśmie w fabryce maszyn do naklejek przez resztę życia. Mieliśmy zupełnie inne cele w życiu i pewnie dlatego, tak wspaniale dogadałam się z nazwijmy go – Maćkiem. Nie był lubiony przez Polaków, bo został ściągnięty przez pośrednika pracy z Polski na stanowisko kierownicze i dzierżył je z innymi Anglikami. Wśród ludzi, którzy żyli chwilą my szukaliśmy czegoś więcej i nowej przyszłości. W połowie września wróciłam do kraju ze związkiem na odległość jako bagaż. Mieliśmy się zobaczyć w listopadzie na moje urodziny, a następnie na jego urodziny. Nie wiem do końca, czy dla mnie, czy dla siebie, ale w grudniu Maciek wrócił do Polski i przez krótką chwilę myślałam nawet, że go kocham. Nie kochałam. Próba 6 miesięcy znów przeważyła. Bardzo dobry i miły mężczyzna, który byłby w stanie zapewnić mi satysfakcjonujące żyje jako jego żona, ale niestety to znów nie było to. Tym razem zwaliłam wszystko na to, że nie wsparł mnie w trudnym etapie mojego życia, gdy straciłam kogoś bliskiego. Nie kłamałam, bo miałam do niego o to ogromny żal, z którym nie mogłam się pogodzić. Z perspektywy czasu prawda była jednak inna. Ja znów chciałam wrażeń i adrenaliny, a on był za dobry. Naprawdę jak spoglądam na siebie teraz, byłam okropną kobietą (może nadal jestem?). Mam jednak nadzieję, że nie, że choć trochę się zmieniłam i dojrzałam. Regularnie odrzucałam miłość dobrego mężczyzny dla własnych wyimaginowanych marzeń. Brawo Marta!