Blog

Przepraszam, proszę, dziękuję?

Pamiętasz z dzieciństwa, jak w przedszkolu po podaniu obiadu wszyscy głośno odpowiadaliśmy paniom kucharkom „dziękuuujeeemyyy”? Było to bardzo urocze i wyzwalało zarówno w nas, jak i w Paniach kucharkach wdzięczność i radość. Podobnie, gdy odwiedzał nas jakiś ciekawy człowiek, dziękowaliśmy mu za wiedzę i odwiedziny. Dziękowanie kojarzyło się z czymś dobrym. Taką wspaniałą energią wysyłaną w świat. Nikt nie utożsamiał dziękowania z karą czy przymusem. Przynajmniej nie wtedy.

„Dziękuję” to jedno z moich ulubionych słów. We wszechświecie nie jesteśmy samotnymi atomami, które realizują się w próżni. Zawsze są ludzie, którzy nam pomagają i musimy ich doceniać, bo wdzięczność to piękne i budujące uczucie dla obu stron. Pamiętaj, że warto dziękować, nawet za drobne przysługi jak zrobienie kawy czy podanie posiłku w restauracji. Nie ważne jest to, że dana osoba dostała wynagrodzenie za swoją pracę. Ty też je przecież dostajesz, a miło Ci jest, gdy ktoś podziękuje Ci za Twoją pracę, dzieci za podwiezienie do szkoły, a przyjaciele za to, że jesteś, gdy Cię potrzebują. Oczywiście tego wszystkiego nie robimy dla podziękowań, ale wdzięczność jest tak budującym uczuciem, że ważne, by o nią zadbać. Pamiętaj, szczególnie przed świętami, by zastanowić się co ten rok nam przyniósł i którym ludziom, którzy stanęli na naszej drodze, warto podziękować.

Uczono nas też prosić. W szkole mówiliśmy do koleżanek z klasy „Czy mogę Cię prosić o pomoc w tym zadaniu”. Lub w domu „Mamo proszę, zgódź się na tą wycieczkę”. Do przyjaciółki „Anka proszę cię, chodź ze mną na tę podwójną randkę”. A teraz w pracy „Szefie proszę, da mi Pan wolne w ten piątek, moja córka ma urodziny i chcę przygotować jej przyjęcie”. W sytuacjach życiowych „Panie doktorze, proszę, by jeszcze Pan mnie przyjął, mimo że jest Pan po godzinach”.

Prosimy, gdy chcemy, by ktoś na coś się zgodził lub zwyczajnie nam pomógł. Proszenie o pomoc, gdy byliśmy młodsi było naturalne i nie kojarzyło się nam z kompromitacją i przyznaniem, że nie jesteśmy w stanie sobie z czymś poradzić. Uzyskanie zgody nie sprawiało, że czuliśmy się od kogoś zależni.

Nie wiem, dlaczego ludzie tak demonizują zależność od kogoś czy czegoś. Na co dzień wszyscy jesteśmy zależni od pogody, pracownicy są zależni od pracodawców, pracodawcy są zależni od klientów, politycy od wyborców, dzieci od rodziców, a nasze dochody (między innymi) od wysokości podatków. Oczywiście prawdą jest też, że czym większą decyzyjność mamy we własnych rękach, tym mniejsza jest zależność od kogoś. Kiedy ostatnio mojego partnera przepraszałam, że nie odezwałam się do niego cały dzień argumentując to tysiącem spraw, które musiałam załatwić, on stwierdził, że cieszy się, że jestem taka niezależna i nie potrzebuję jego wsparcia w codziennym życiu. W mojej głowie oczywiście pojawiła się myśl, że przecież jestem zależna – emocjonalnie, ale nie chciałam zmieniać jego toku myślenia.

No i na koniec – przepraszam. Słowo, które często nie jest w stanie przejść przez nasze gardło. Jak sądzisz, dlaczego? Bo w przedszkolu Pani jako karę traktowała przepraszanie? Bo sądy dają wyroki publicznych przeprosin? Bo w pracy jest to znakiem, że się czegoś nie dopatrzyło, nie zrobiło i oficjalną informacją, że nie dało się z siebie 100%? A może zwyczajnie przeprosiny są przyznaniem się do błędu, porażki, zignorowania sprawy i nie jesteśmy w stanie znieść myśli o tym, że zawiniliśmy? Nauczenie się mówienia „przepraszam” to jak pogodzenie się z własnymi wadami. Zrozumienie, że nie jesteśmy idealni i mamy prawo się pomylić, a następnie przeprosić. Trudniej jest przepraszać za rzeczy, które robimy świadomie, np. spychologia.

Kiedyś przez zęby nie chciało mi przejść słowo „przepraszam” – moje ego mi na nie pozwalało. Mam problem z wchodzeniem ludziom w słowo, co jest okropnym nawykiem, więc staram się przeprosić, gdy tylko się na tym złapię. Nie wychodzi mi utrzymywanie stałego kontaktu z bliskimi, bo kiedy wchodzę w tryb pracoholika, zwyczajnie znikam z ich życia. Pracuję też nad tym, by się tak nie denerwować i nie wyładowywać stresu na innych, ale nie zawsze mi się to udaje, więc przepraszam, gdy tylko przekroczę granicę (zaraz po tym jak się uspokoję). Jednak nie zawsze potrafię się opanować. Do zupełnego obłędu doprowadza mnie np. gdy ktoś zamiast przeprosić, że coś powiedział, zrobił lub wykonał po linii najmniejszego oporu, przez co ktoś inny musi dokonać poprawki, zaczyna dyskusję lub uważa sytuację za zbyt błahą, by przepościć.

Świat nie chce brać na siebie odpowiedzialności, tym bardziej ludzie. Jakbyśmy nauczyli się mówić prawdę, przepraszać i obiecywać poprawę: „Kochanie nie posprzątałem, bo chciałem przejść poziom w tej grze. Przepraszam, ale obiecuję, że zaraz to zrobię.”, „Szefie nie skończyłem, bo mam problemy w domu i nie byłem w stanie się skupić. Przepraszam, jutro to nadrobię.”, „Mamo przepraszam, że nie wróciłam o czasie i rozładował mi się telefon, ale obiecuję, że to był ostatni raz.”, „Kaśka przepraszam, że cały czas narzekam na sytuację i obarczam Cię moimi problemami zamiast wziąć sprawy w swoje ręce i w końcu działać.”. Zamiast tego kłamiemy, że się odkurzacz popsuł, że nie mieliśmy czasu zrobić zadania (a codziennie spędzamy godzinę, czy dwie na kawie ze współpracownikami) i że nie było zasięgu i autobus uciekł, mimo że jeździ co godzinę. Kłamiemy, że wszyscy są winni naszym problemom, mimo że zdajemy sobie sprawę, że to my mamy największą moc zmian.

Moim zdaniem nie potrafimy przepraszać, bo nie potrafimy mówić prawdy i często nie jesteśmy w stanie przed samym sobą przyznać się do błędu. Pamiętajmy, że pogodzenie się z własnymi słabościami i zrozumienie błędów, które popełniamy jest drogą do dalszego rozwoju i wspaniałej dojrzałości.

Dziękuję, proszę, przepraszam. Trzy słowa, które budują nasze relacje i trzy słowa, które mogą leczyć największe nawet rany, poprawić najgorszy humor i znaleźć pomoc, której potrzebujemy. Nie bójmy się być lepszymi ludźmi, na to zawsze jest moda.

Marta Wójcik