Blog

Ostatnio mam wrażenie, że nie umiem już pisać…

Ostatnio mam wrażenie, że nie umiem już pisać… Pojawiła się we mnie automatyczna autocenzura, która nie pozwala mi się otworzyć chyba przede wszystkim na prawdę. Mój mąż, który nie ma w sobie wyrobionego automatycznego wyparcia staje się w takich momentach moimi oczami. To właśnie on jako pierwszy zauważa toksyczne osoby, które pojawiają się w moim środowisku lub zwraca uwagę na te, które już w nim są, a tylko momentami się nasilają – najczęściej, gdy potrzebują coś załatwić. Z jednej strony nauczyłam sobie już z nimi radzić, a z drugiej, jestem jak ćma lecąca w stronę ognia jak tylko zauważę, że ktoś potrzebuje wsparcia. Uwierzcie mi to nie jest dobra cecha, ale z wiekiem o wiele łatwiej mi stawiać granice i nie jest już tak łatwo mnie wykorzystać. Jeśli ktoś czegoś ode mnie oczekuję, ja chcę coś w zamian – wymiana, nie szantaż emocjonalny.

Pomaganie i budowanie pięknych, opartych na zaufaniu relacji jest czymś fantastycznym i według mnie niezbędnym do szczęśliwego życia. Mi jednak nie chodzi o pomaganie i zdrowe relacje z rodziną i przyjaciółmi. A właśnie, wiecie jak ja odróżniam prawdziwych przyjaciół, od osób z którymi udajemy, że się przyjaźnimy lub jedno z nas udaje? Przyjaciel to taka osoba, która była u Ciebie w domu i dokładnie tak samo działa to w drugą stronę. Według mnie dopuszczenie człowieka do swojej przestrzeni, swojej oazy pokazuje prawdziwe zaufanie i prawdziwą relację. Prawdziwym przyjaciołom pokazujemy się bez filtra świata odbitego, w którym się otaczamy, tylko w przestrzeni, w której budzimy się i zasypiamy. Do prawdziwych przyjaciół trafiamy z niespodzianką w urodzimy pod drzwi i z lekami, gdy są chorzy. Przyjaciel zadba, żebyś się wyleczył, gdy będziesz w złym stanie, a nie będzie Cię wyciągał na siłę z domu, bo jesteś mu potrzebny. W moim życiu nie ma ani 1 przyjaciela, który nie był u mnie w domu, ani u którego ja nie byłam. Z takimi osobami jestem bez względu na to, jak zmienia się świat i moje życie.

Ostatnio co raz częściej zastanawiam się nad tym jak życie jest krótkie i kruche. Jeśli naszą uwagę będziemy poświęcać, na to co nic do niego nie wnosi większość życia zwyczajnie zmarnujemy. Są oczywiście elementy, których nie lubimy, ale są niezbędne do przetrwania i funkcjonowania w społeczeństwie. Jednak tracenie czasu na bezwartościowe rozmowy, które nic nie wnoszą, zabiera nam czas, którego później nie możemy odzyskać. Słyszałam kiedyś, że nie warto siadać przy stole z towarzystwem, przy którym więcej mówi się o innych ludziach niż o rozwoju, wartościach i świecie. Chcę rozmawiać o tym co ważne, o tym co mnie pochłania i pasjonuje, a nie zatapiać się w kurtuazyjnych frazesach, które nic do mojego życia nie wnoszą.

Każdy z nas żyje w centrum własnego wszechświata i nie ma w tym nic złego. To my musimy czuć się dobrze w naszym otoczeniu i skupiać na tym co dla nas najważniejsze, a nie dla innych. Oczywiście nasze potrzeby kończą się w miejscu, gdy wkraczają w potrzeby i przestrzeń innych osób. Wolność jest tam, gdzie nie wkracza się w wolność i bezpieczeństwo innych osób. Chcę żyć w centrum własnego wszechświata, gdzie nikt nie będzie mi mówił co jest dla mnie lepsze, a relacje będą zdrowe i oparte na wzajemnej równowadze. Może to zbyt wygórowane oczekiwania od życia, ale czas w życiu jest jeden i jak nie będę wciąż walczyć o siebie już go nie odzyskam.

Marta Wójcik