Jeśli sądzisz, że kobieta ma wysokie oczekiwania, to miej świadomość, że najwięcej oczekiwań ma wobec siebie samej i swojego życia. Czego może oczekiwać od siebie? Zacznijmy od codziennego nienagannego makijażu, włosów i stroju – przecież „jak nas widzą, tak nas piszą”. Oczywiście każda kobieta niejednokrotnie (przynajmniej ja) wychodzi z domu „saute”, ale potrzeba wiele czasu i pracy nad sobą, by nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. Czy w ogóle, jeśli nikogo nie krzywdzimy, powinnyśmy mieć wyrzuty sumienia? No chyba, że oglądanie nas bez makijażu uznajemy za krzywdę wobec gatunku ludzkiego – ale takie podejście prędzej czy później nas dobije, bo ile można pastwić się samej nad sobą? Siłownia, przemęczenie, zaburzenia odżywiania i walka o perfekcyjny kształt ciała, często kosztem własnego zdrowia. Oczekiwania wobec siebie, czy oczekiwania wobec nas, a może wszystko naraz?
Zostawmy już ten wygląd i idźmy dalej. Zawód, kariera, pieniądze, czyli „jak żyjemy” i czego od codzienności oczekujemy. Nawet jeśli mamy na rachunki, jedzenie, a czasem nawet wakacje raz do roku, to wciąż oczekujemy więcej od życia. Częstsze wakacje, nowy samochód, większe mieszkanie, lepsze ciuchy – i można tak bez końca, bo przecież zawsze może być lepiej. Najpierw marzymy o tym, by zdobyć pracę, później o większych pieniądzach, o awansie, a potem znów o lepszej pracy i nowych możliwościach rozwoju. Nikt przecież nie chce stanąć w miejscu, bo przy tak szybko rozwijającym się świecie, chwila na oddech oznacza znaczny regres. Oczekujemy od życia więcej i więcej, często za każdą cenę. Poświęcamy czas, żeby mieć pieniądze, by poleżeć na leżaku, a przecież możemy w najbliższą sobotę poleżeć na leżaku zamiast „dymać nadgodziny”. Tak, tak, wiem, tam nie będzie palm i pogody, sama często łapię się w tę pułapkę – pułapkę lepszej chwili, z lepszym widokiem i odkładania życia na później. Patrzymy na kogoś obok i myślimy, że chcemy być na tym etapie co on, a dokładnie ta sama osoba patrzy na kogoś innego i też chce być na tym samym etapie co on. Nie twierdzę, że każdy tak ma, ale mam wrażenie, że większość osób, jeśli tak już nie ma, to kiedyś miała. Trochę godzin na zbudowanie samoświadomości i satysfakcji z obecnego życia musiała poświęcić, by przestać tak myśleć lub przynajmniej chwilami czuć się dobrze z tym, co ma.
Idźmy dalej. Rodzina. Wyidealizowany obraz rodziny, która ma czas na minimum dwa wspólne (najlepiej domowe, z Thermomixa) posiłki w ciągu dnia. Dzieci korzystające z dostępnych aktywności, rodzice żonglujący grafikami i częściej rozmawiający na Messengerze, by sprostać wymogom przyszłości społeczeństwa „równych szans”. Jeśli ktoś ma dzieci, zastanawia się, czy to wystarczy i z sentymentem wspomina czas, kiedy była przestrzeń dla siebie i, jak to nazywa moja przyjaciółka, więcej „dorosłego życia”. Jeśli ktoś nie ma dzieci, zastanawia się, czy w ogóle dane będzie mu je mieć, ile powinien ich mieć, a może wcale nie powinien, bo przecież wszyscy obawiamy się wojny, kolejnej pandemii i że świat w końcu przestanie być wydolny. Oczekiwania, oczekiwania i oczekiwania – od społeczeństwa i w stosunku do społeczeństwa, bo jak już się ma dzieci, to społeczeństwo powinno być wyrozumiałe – to przecież dzieci. A jak się ich nie ma, to najwyższa pora, bo młodsi już nie będziemy.
Małżeństwo, partnerstwo lub, jak kto woli, po prostu MIŁOŚĆ, czyli nieustanny wybór tej samej osoby każdego dnia roboczego i świątecznego. Mam wrażenie, że w świecie, w którym mamy największą liczbę komunikatorów w historii, cierpimy na chroniczny brak komunikacji ze sobą. Przez pęd życia, nawet podczas prób rozmów, ciężko skupić się na przepięknym rytuale komunikacji dla samej przyjemności rozmowy, poświęcając jednocześnie czas na nieustanne planowanie i znów OCZEKIWANIA.
Żeby nie było nam za mało, mamy też oczekiwania wobec własnej głowy. Chcemy czuć się tak, a nie inaczej i ogarniać życie w taki sposób, by nam to pasowało. Jeśli założymy, że pozytywne podejście i entuzjazm pozwolą nam łatwiej przetrwać kryzys, to właśnie takich zachowań i emocji zaczynamy oczekiwać od siebie samych. Najwytrwalsi nauczyli się nawet wmawiać sobie je. Bohaterowie samocoachingu. Zamiast słuchać siebie, nauczyli się coachować w głowie samych siebie: „dasz radę”, „jesteś zwycięzcą”, „wytrzymasz”, „pamiętaj o swoim celu”. Jest oczekiwanie – jest reakcja. Człowiek to tak mądra istota, że jak nawet nie czuje się szczęśliwy, to nauczył się wmawiać sobie to szczęście, żeby życie stało się trochę bardziej znośne. Zastanawiam się, czy skoro mamy słuchać siebie, a wewnętrzny głos powie: „jesteś zwycięzcą”, to wygramy maraton, mimo że nigdy nie przebiegliśmy więcej niż 5 kilometrów? A co jeśli wewnętrzny głos powie: „mam dość, rzuć się z okna” – mamy to zrobić, bo chcemy żyć w zgodzie ze sobą i słuchać siebie? Ryzykowne są te mądre hasła rzucane na tablicach Instagrama, bo zawsze wiążą się z oczekiwaniami i tym, jak mamy się czuć, lub ścieżką – co mamy robić. A może jednak każdy jest trochę inny i wcale nie musimy sobie nic wmawiać ani cały czas się uśmiechać, by po prostu żyć. Im mniej mamy oczekiwań wobec swojego stanu psychicznego bądź osobowości, tym lepiej, bo możemy przeżywać swoje życiowe „żałoby” na własny, odpowiedni dla nas sposób.
Oczekiwania kobiety są pewnie na wielu płaszczyznach podobne jak u mężczyzn, chociaż nigdy mężczyzną nie byłam, więc ciężko mi się wypowiedzieć. Jednak mam wewnętrzne przekonanie, że gdybyśmy przeprowadzili badania, to kobieta miałaby więcej oczekiwań wobec siebie niż wobec świata, a mężczyzna miałby więcej oczekiwań wobec świata niż wobec siebie. Może się mylę, ale obcując z różnymi „jednostkami”, mam wrażenie, że istnieje zauważalna różnica w tej proporcji. Jeśli kiedyś pokuszę się o doktorat, to może to jest dobry przedmiot badawczy. Mój wewnętrzny socjolog chyba nigdy nie da mi spokoju.
Oczekiwania w moim życiu są tak niewiarygodnie wysokie, że czasem codzienne stąpanie po ziemi staje się niezwykle ciężkie i smutne. Nie potrafię doceniać tego, co się wydarza, bo zawsze jest mi za mało. Jakbym nieustannie powtarzała bieg na 60 metrów, na boiskach różnych dziedzin życia, i nigdy nie potrafiła zadowolić się wynikiem. Choćbym za każdym razem biła swój rekord, to jednocześnie wiedziałabym, że rekord świata jest nadal poza moim zasięgiem. Pewnie wiele osób bije wciąż swoje rekordy, tak jak ja, przeskakując kolejne poprzeczki i uważając, że udało się tylko dlatego, że znów były zbyt nisko.