Najwięcej w życiu stwarzam sobie problemów, kiedy się odzywam. Co gorsza – mówię co myślę i zazwyczaj szczerze. Kiedy mężczyźni mówią co myślą, uważa ich się za silnych liderów. Kiedy kobiety mówią co myślą, no cóż… stajemy się pyskate, krzykliwe, niepanujące nad emocjami i wredne. Rzadko jestem pytana przez mężczyzn o moją opinię na tematy biznesowe, światopoglądowe czy polityczne. Czym młodszy mężczyzna, tym większe prawdopodobieństwo, że potraktuje mnie poważnie. Pokolenia się zmieniają. Jednak osobnicy po 50tce, swoje powitania zaczynają od niezręcznych frazesów o towarzystwie pięknych kobiet. Ostatnio nawet na pożegnanie od mężczyzny, z którym moje relacje są jedyne biznesowe usłyszałam: „do zobaczenia gwiazdki” – liczba mnoga, gdyż stałam z koleżanką. Ja pie**olę – to naprawdę bardzo niestosowne pożegnanie. Całe życie ciężko pracuję, uczę się i rozwijam, by być traktowana jak równa z równym – w zamian słyszę „gwiazdko”. Szacunek okazuje się w przeróżny sposób, ale określanie w ten sposób kobiety w środowisku biznesowym jest dyskredytujące. Nie wyobrażam sobie, że ten sam mężczyzna innych mężczyzn nazywał „kotkami”. Zacznijmy od tego, że zanim zaczniemy się do kogoś zwracać zdrobniale, warto wiedzieć jaki stosunek do danego „przydomku” ma druga strona. Odwróćmy sytuację. Wyobraźcie sobie, że ja bym podeszła do kółka z samymi mężczyznami i powitałabym ich: „witajcie misiaczki”. To tak źle brzmi, że naprawdę nie wiem co mają w głowie osoby, które nie szanują granic w tak prostych komunikatach jak powitanie czy pożegnanie. Mam czasem wrażenie, że kultura osobista za rzadko kroczy z drogim garniturem i dobrym samochodem.
Kolejny temat, nad którym się zastanawiam to rozmowy o pierdołach vs rozmowy o czymś wartościowym. Z mojej perspektywy nie ma znaczenia, czy odbiorcą mojego komunikatu jest kobieta czy mężczyzna. Jestem w stanie „bić się na argumenty” z każdą osobą, którą uważam, za godną uwagi i która ma coś do powiedzenia. W innych przypadkach są to tak płytkie, kurtuazyjne rozmowy w „stylu amerykańskim”, że często jest mi wręcz niezręcznie w nich uczestniczyć. Czy tylko mi się wydaje, że mamy coraz mniej do powiedzenia? Gdzie się podziały debaty filozoficzne na temat życia i sensu istnienia? Nie dyskutuje się już na argumenty, a przedstawia wniosek czy hipotezę, bez chęci debatowania nad nią. Coraz więcej osób powtarza zasłyszane nagłówki bez znajomości zaplecza. Moim zdaniem przez za duży dostęp do informacji, mamy coraz mniejszą wiedzę z jednej dziedziny, a po trochę wszystkiego. Częściej tworzymy opinię na tematy, o których w zasadzie nic nie wiemy, ale powtarzamy niezweryfikowane fakty kojarzone z krzykliwymi tytułami. Tak bardzo brakuje mi rozmów, które sprawiają, że przez kolejny tydzień zastanawiam się nad nowym paradoksem czy problemem do rozwiązania. Niestety znów mogę śmiało stwierdzić, że z kobietami mężczyźni rzadziej rozmawiają o „ambitnych tematach”. No cóż. Moim najlepszym rozwiązaniem, jest ulatnianie się z takich rozmów albo po prostu milczenie. Nie odzywam się – z wyboru, bo ile można rozprawiać nad pogodą, pięknem kobiet i jedzeniem.
Jest jeden, najważniejszy wyjątek, który sprawia, że zdrobnienia czy infantylne rozmowy nie mają miejsca – mężczyzna ma do kobiety interes. Jeśli nasz nadawca jest świadomy, że ta dana kobieta ma kompetencje, znajomości czy pieniądze, by mu pomóc podejdzie do niej z należytym szacunkiem, czyli jak do większości mężczyzn. Musi mieć jednak w tym cel. Jeśli celu nie ma, kobieta może być co najwyżej osobą do towarzystwa i umilenia czasu.
Oczywiście moje wywody nie tyczą się wszystkich mężczyzn, ale schematów, których często doświadczam szczególnie w środowiskach biznesowych. Wciąż czekam na zmianę, ale czy ta zmiana się wydarzy? Któż to wie. Na pewno pierwszym krokiem do niej, jest głośne mówienie o problemie, który istnieje, zamiast urocze uśmiechanie się na kolejne niestosowne do sytuacji żarty i komplementy.