„No cóż. Nie jestem tak ładna, jakbym chciała być”. Choć, wiele osób, często z czystej kurtuazji, prawi nam komplementy, my, kobiety, nadal wiemy swoje, czyli w skrócie: „To nadal nie to”.
Każda za duża diastema między zębami, wypadające z nerwów brwi, wrastający paznokieć w dużym palcu u stopy, zbędny kilogram, zbyte szerokie kostki palców u dłoni, pospolity kolor oczu, brak kaloryfera na brzuchu, obfite uda, piegi, za duże piersi i szerokie bary sprawiają, że nie jesteśmy tak ładne, jakbyśmy chciały.
Bardzo dobrze wiem, o czym mówię, bo wszystkie niedoskonałości wymienione powyżej znajduję codziennie u siebie. Może Ty znajdujesz inne, ale jeśli jesteś kobietą to jestem pewna, że jest choć jeden taki element, który chciałabyś zmienić lub już zmieniłaś. Ja np. pozbyłam się szpary w jedynkach, zmieniłam kolor włosów, a ze zbędnymi kilogramami walczę, odkąd pamiętam. Nigdy nie byłam tak ładna, jak chciałam być, ale niektóre swoje „niedoskonałości” polubiłam. Dobrym przykładem są moje piegi. Dobrze się z nimi czuję i w zasadzie większość mojego życia były raczej atutem niż wadą. Poza okrutnym czasem, w którym moja była sympatia wymyśliła dla mnie okrutne przezwisko „ryża małpa”. W sumie lubię małpki. Są urocze i mają silne ręce, które pozwalają im utrzymać się na lianach. Do rudych ludzi też nic nie mam, ale w tamtym okresie to przezwisko było dla mnie okrutne.
DYGRESJA: Gdy przypominałam sobie o autorze tego przezwiska, z którym poza kilkumiesięczną wojną nastolatków miałam bardzo dobre relacje, chciałam znaleźć go na Facebooku w znajomych i sprawdzić co u niego. I właśnie w trakcie weryfikacji wszystko stanęło na kilka godzin. To niesamowite, ale tak mnie to pochłonęło, że dopiero następnego dnia jestem w stanie wrócić do pisania tego tekstu. Oczywiście zaczęłam od ponownej weryfikacji Pana M. Może gdyby Facebook nie wrócił, ja również nigdy nie wróciłabym do tego tekstu? 😉
Wracając do mojego wspomnienia, nawet to przezwisko, które całe szczęście (poza tą jedną osobą) się nie przyjęło, nie zniechęciło mnie do piegów. Nadal je lubię.
Mam jednak wrażenie, że nawet jeśli byłabym w stanie skasować całą moją listę niedoskonałości, np. usunąć kostki, wypracować lepszą sylwetkę, założyć kolorowe szkła kontaktowe, obciąć sobie problematyczny palec itd., to nadal znajdowałabym kolejne elementy, które mi przeszkadzają. Jakąś nową zmarszczkę czy przebarwienie na skórze.
Te obłąkanie i skupienie się na nieosiągalnym celu, ideale wykreowanym we własnej głowie, nadal kazałyby mi wyszukiwać dookoła tego, co uważam za lepsze. Nie mówiąc już o tym, że utrzymanie tego stałego ideału byłoby tak samo pracochłonne, co cała droga do niego. Przecież nie jest tak, że wystarczy raz zmienić sobie kolor włosów. Trzeba to robić systematycznie, jak każdy inny zabieg upiększający. Makijaż jest okej, ale przez może jakieś maks. 10-12 godzin. Następnie trzeba go zmyć, nałożyć kolejny krem, a rano zacząć od początku. Ale makijaż nigdy nie jest tak dokładny, jakbyśmy chciały. Nałożymy trochę za dużo pudru lub kreska po lewej stronie będzie zawijać trochę wyżej niż ta po prawej.
Kobiety (a przynajmniej te, które znam) mają tak, że zawsze jest im czegoś za mało i zawsze czegoś brakuje im w życiu. W wyglądzie, w pracy, w rodzinie, w domu, w karierze czy nawet w zwykłym daniu, które akurat przygotowały. Chciałybyśmy, by było idealnie, ale na koniec i tak coś jest nie tak, bo dla nas samych nigdy nie jesteśmy tak ładne, jakbyśmy chciały być.