Blog

Nie jestem kryształowa… i nigdy nie byłam.

Zastanawialiście się kiedyś, co dokładnie znaczy porównanie człowieka do kryształu? Co oznacza metafora „być kryształowym”? Ja też nie – do momentu, aż przeczytałam o sobie, że „nie jestem kryształowa”. Z jednej strony na poziomie zrozumienia zdania czy kontekstu wiedziałam, ale wolałam się upewnić, więc zapytałam AI. Co odpowiedziała sztuczna inteligencja? „Osoba, która nie jest uważana za 'kryształową’, jest w rzeczywistości daleka od doskonałości i ma swoje wady lub problemy.” Oj tak! Zdecydowanie nie jestem kryształowa! Co więcej – jestem przekonana, że mam w sobie o wiele więcej wad niż zalet. Sadzę, że każdy, kto mnie zna, miał styczność chociaż z jedną na własnej skórze.

Jeśli miałabym zastanowić się nad swoimi wadami, od czego mogłabym zacząć?

Pierwsza myśl to: nieumiejętność odpuszczania.
Jak już się na czymś zafiksuję i coś sobie postanowię, to naprawdę ciężko mi odłożyć rękawice i tak po prostu się poddać. Realizacja założonego celu lub projektu staje się dla mnie priorytetowa. Mogę być chora, przemęczona, nie mieć na coś kasy, a i tak zamiast wybrać własne zdrowie czy pozostawienie oszczędności na koncie, ambicja wygra ze zdrowym rozsądkiem. Osoby, które ze mną współpracują i moja rodzina wiedzą, że nie potrafię odpuścić, bo najczęściej za bardzo mi zależy, a często zwyczajnie nie dopuszczam do siebie myśli, że się nie da.

Brakuje mi cierpliwości.

Ja naprawdę nie potrafię czekać. A to, co zupełnie wyprowadza mnie z równowagi, to czekanie na termin realizacji, który nie jest zachowany. Naprawdę mam wrażenie, że zamieniam się w jakiegoś potwora, gdy ktoś nie dotrzymuje ustalonego terminu i ustaleń. A jeszcze gorzej jest, gdy ktoś go nie przesuwa, a jednocześnie robi to z premedytacją, wiedząc, że zadanie wykona za niego ktoś inny. Spychologia przyprawia mnie o białą gorączkę. Naprawdę potrafię się wtedy wkurzyć i wygarnąć. Na poziomie racjonalności wiem, że sytuacje i ludzie są różni, a cierpliwość jest cnotą – na poziomie emocji – pękam i mówię, co myślę.

Jestem za szczera i brak mi dyplomacji.

Zdecydowanie jestem ostatnią osobą, która nadawałaby się do polityki. Nie potrafię opowiadać naokoło unikając odpowiedzi, a tym bardziej, gdy ktoś zadaje mi pytanie wprost. Jestem w pełni świadoma, że często ludzie zadają pytania, bo tak wypada, a nie dlatego, że chcą usłyszeć prawdę. Szczerość jest dobra w teorii, ale w praktyce niejednokrotnie byłam nazywana „młodą i pyskatą”. Większość ludzi nie chce usłyszeć, co naprawdę myślimy, a jedynie oczekuje potwierdzenia swoich własnych teorii czy czystej kurtuazji. Chyba nic w życiu nie przyniosło mi więcej problemów niż mówienie prawdy. We współczesnych czasach prawda zamieniana jest w atak, a fakty są niczym kule niechęci, które odbijają się i trafiają w nadawcę rykoszetem. Zdążyło mi się, że na czyjąś prośbę wstrzymywałam swoją opinię lub nie mówiłam o pewnych rzeczach, żeby np. nie „popsuć atmosfery”. Nie lubię jednak niedokończonych spraw, dlatego na koniec i tak wykładałam kawę na ławę – bo po co żyć w kurtuazyjnym fałszu?

Jestem autorytarna i zaborcza.

Naprawdę ciężko mi się podporządkować i bez żadnej refleksji czy komentarza spełnić czyjąś wolę lub polecenie, kiedy uważam, że istnieje lepsze rozwiązanie. Zawsze staram się słuchać wszystkich propozycji, ale nie potrafię podpisać się pod czymś, co zwyczajnie uważam za słabe lub słabsze od innego rozwiązania. Dążę do jak najwyższej jakości, a w połączeniu z moją nieustępliwością i uporem dla ludzi, którzy ze mną współpracują, to może być wkurzające. Kiedy tworzyliśmy układy taneczne w ekipach, naprawdę dużo czasu potrafiłam poświęcić, żeby postawić na swoim. Nie jest trudno być autorytarnym i zaborczym, kiedy ma się np. stanowisko kierownicze, gorzej, gdy jesteśmy na równych pozycjach. Mam wrażenie, że właśnie wtedy droga ze mną jest przez mękę. Nie wiem, jakim cudem z niektórymi osobami, z którymi mieliśmy ostre wymiany zdań, przyjaźnimy się od ponad 20 lat? A może to właśnie kwestia szczerości i poznania siebie nawzajem od podeszewki?

Nie potrafię odmawiać swojej ambicji.

Jeśli ktoś wjedzie mi na ambicję, nie potrafię odmówić. Zaczynam się ścigać sama ze sobą w realizacji, by sprawdzić, czy dam radę. Przez natłok projektów często wiele decyzji podejmuję za szybko i nie wszystko jest tak perfekcyjne, jakbym chciała. Zdarza się, że z jednej realizacji czy szkolenia jadę na kolejne, a w ciągu dnia nie jestem w stanie zjeść kanapki, bo mam tak przeładowany grafik. Mój brak odmowy nie łączy się jednak z brakiem asertywności, bo tej mam aż zanadto. Chodzi o ściganie się sama ze sobą, bo wewnętrznie wciąż mam wrażenie, że w życiu nadal nic nie osiągnęłam i nieustannie chcę sobie udowodnić, że jestem coś warta.

Nie czuję satysfakcji.

Bardziej satysfakcjonuje mnie droga do realizacji niż jej koniec. Kiedy domknę nawet największe dla mnie wyzwanie, generuje się we mnie takie przekonanie, że właściwie to nic takiego nie zrobiłam, bo skoro się udało, to znaczy, że to było proste i nie ma się czym zachwycać. To trochę łączy się z tym brakiem odmowy, wciąż szukam tego, co da mi satysfakcję choć na kilka dni, bo maksymalnie potrafię ją odczuwać przez kilka godzin.

Nie kryję emocji.

To chyba największy zarzut, który stawia się kobietom w biznesie: okazują emocje. Gdy jestem smutna, nie potrafię udawać szczęścia. Gdy jestem zła, nie potrafię udawać, że nic się nie dzieje. Gdy jestem wściekła, nie potrafię udawać spokoju. Gdy kogoś nie lubię, nie potrafię udawać, że się kolegujemy. Gdy kogoś uważam za niekompetentnego, nie potrafię udawać, że mu ufam. Gdy ktoś mnie poniży, nie potrafię udawać, że nic się nie stało. Gdy ktoś mnie zdradzi, nie potrafię tego przemilczeć. Jestem osobą, którą albo się „kocha”, albo „nienawidzi”. Od zawsze miałam problem z dogadaniem się z osobami, które nie potrafiły być szczere przede wszystkim ze sobą i często udawały pewne relacje dla własnych korzyści. Relacje powinny być wartością samą w sobie, po to, by być z pewnym człowiekiem, a nie po to, by czegoś od niego oczekiwać. Nie lubię być wykorzystywana i sama również nie wykorzystuję ludzi do własnych celów. Moje emocje w stosunku do ludzi są prawdziwe. Nie da się ich wykreować na potrzebę chwili. Jestem pewna, że niejednokrotnie sprawiłam swoją szczerością ludziom przykrość, a z drugiej strony nie powinniśmy otaczać się ludźmi, których nie lubimy.

Jeśli miałabym spojrzeć na siebie z dystansu, naprawdę nadal mam w sobie kupę nieprzepracowanych spraw i problemów. Wiem jednak, że tłumienie pewnych rzeczy sprawia, że się kumulują w naszym ciele. Kiedy w styczniu zastanawiałam się nad tym, czy mam raka i nad tym, ile jeszcze pożyję, myślałam tylko o tym, żeby dokończyć spełnianie swojego marzenia i jak najwięcej czasu poświęcić ludziom, których kocham. Tych, którzy akceptują mnie z moimi wadami i problemy wewnętrzne starają się wspólnie ze mną przepracowywać, a nie wytykać. Nigdy nie uważałam się za idealną, tym bardziej, że łatwiej znajduję w sobie te negatywne cechy niż te pozytywne. Wymienione powyżej to tylko przykładowe, bo istnieją też cechy tak bolesne dla mnie, że nawet nie chcę się do nich odnosić. Wielcy ludzie mówią prawdę w oczy, mali – kryją się za kurtuazją i fałszywymi kontami. Nie uważam się za człowieka wielkiego, ale jestem dumna, że mam odwagę być szczera sama ze sobą.

Marta Wójcik