Jest tylko jedna sytuacja w życiu, kiedy nie da się już niczego naprawić i kiedy nie da się już niczego zmienić. Nasza śmierć lub śmierć osoby, z którą nie zdążyliśmy „dokończyć” jakiś spraw. Nienawidzę niedokończonych spraw czy projektów, dlatego zawsze staram się zamknąć jeden etap zanim rozpocznę kolejny. Przytłaczają mnie i dławią niczym ość karpia, która utkwiła w gardle podczas wigilijnej kolacji kiedy nadal staramy się uśmiechać. Jednak żeby ją wyjąć musimy najpierw zamknąć się w łazience, otworzyć szeroko buzię i postarać pozbyć się intruza. Czasem nawet sami nie damy rady i potrzebne jest wsparcie z pęsetą. Nie jesteśmy w stanie zapanować nad światem zewnętrznym, skoro nie zawsze potrafimy zapanować nad sobą. Mój terapeuta twierdzi, że „ładnie” to sobie wszystko poukładałam i zracjonalizowałam. Na wszystko mam odpowiedź. Niestety tak długo i skrupulatnie układane emocje w końcu muszą znaleźć ujście. Ja filtruję je sobie pisząc. To tak jakbym stanęła obok siebie i mogła poczytać o czyimś życiu. Nabieram dystansu, perspektywy, a na koniec zaczynam rozumieć dlaczego postąpiłam tak, a nie inaczej. Zawsze jestem swoim największym krytykiem i podnoszę sama sobie poprzeczkę wyżej niż podpowiada zdrowy rozsądek. No cóż, po prostu czasem musimy wypracować kompromis sami ze sobą. A czasem pogodzić z własną przeciętnością.
Mam tak samo jak Ty, mi też często się nie chce rano wstać z łóżka, czy rozmawiać na tematy, które mnie nie interesują. Mi też się zdarza nie słuchać rozmówcy lub marzyć o wygranej w totka mimo, że nie kupiłam nawet losu. Mi też się zdarza nie zdjąć piżamy przez całą niedzielę czy wyobrażać sobie jakby to było być kimś innym. Mi też się zdarza zastanawiać się czy rzucić tego wszystkiego i wyjechać na drugi koniec świata. Mi też się zdarza krzyknąć ze złości w samochodzie lub pokazać faka do kolesia, który zajechał mi drogę. Mi też się zdarza plotkować czy narzekać na rodzinę i przyjaciół. Mi też się zdarza powiedzieć za dużo i później żałować. Mi też się zdarza wymiotować na kacu po imprezie i obiecywać sobie, że już nigdy nie wypiję. Mi też się zdarza przeklinać i kłamać, że nie mam czasu nawet gdy go mam, bo po prostu potrzebuję odpocząć. Mi też się zdarza płakać w wannie i oglądać swój ulubiony serial po raz 4 czy 5. Mi też się zdarza żałować decyzji, które podjęłam mimo, że rozsądek podpowiada, że są dobre. Mi też się zdarza żałować, że coś napisałam, bo nie mogę wtedy sobie wmówić, że coś się nie wydarzyło.
Skoro zakładam, że wszystko w życiu możemy zmienić to dlaczego tego nie zmieniamy? Dlaczego tak bardzo obezwładnia nas strach przed nieznanym, że zapiera nam dech w piersiach. Mam tak samo jak Ty – też się boję zmian. Ale uczę się przyjmować je z otwartością, bo wiem, że każda zmiana, nawet ta bolesna, niesie ze sobą coś nowego. Czasem to nowość daje nam oddech, przypomina, że wciąż możemy decydować o swoim życiu. Że mamy moc, choćby małą, zmienić coś, co nam nie służy. Może to jest właśnie najważniejsze – nie bać się bać. Nie wmawiać sobie, że musimy być silni zawsze i za wszelką cenę. Może klucz tkwi w tym, żeby zaakceptować strach, a potem zrobić krok mimo wszystko. Spróbować. Dać sobie prawo do porażki, do błędu. Dać sobie prawo do życia – nie idealnego, nie zawsze poukładanego, ale prawdziwego, bo na Ziemi tylko te jedne życie mamy.