Chciałam się z Wami podzielić pewną historią, która dojrzewała we mnie od 2018 roku, a wróciła niczym bumerang, bo przecież nie ma nic ważniejszego niż punkty u wyborców. Nie piszę oświadczeń, bo wolę prawdę od formalnej dyplomacji.
Miałam 28 lat i zostałam wybrana na dyrektora pewnej instytucji publicznej, w pewnym mieście – ponad 7 lat temu! Nawet sobie nie wyobrażacie jak przerażona tym faktem byłam. Wcześniej jako prywaciarz, a z dnia na dzień w sektorze publicznym, a w dodatku jako osoba zarządzająca. Podeszłam do konkursu, licząc na moje pierwsze spotkanie i rozmowę z burmistrzem. Chciałam komercyjnie wynająć przestrzeń od MDK pod swoją prywatną szkołę tańca, gdyż zaczęłam mieć problemy lokalowe. Oczywiście byłam pewna jak większość prywaciarzy, że każdy konkurs jest ustawiony, a w dodatku niedawno zostałam prezesem firmy w Białymstoku i na wygraną nawet nie liczyłam. Oczywiście przygotowałam się perfekcyjnie, by zrobić dobre pierwsze wrażenie, ale nikt nie był wynikiem bardziej zaskoczony ode mnie. Skoro dostałam szansę – chciałam spróbować. Miałam wieloletnie doświadczenie w zarządzaniu, ale „budżetówka” – to było zderzenie ze ścianą. Nie okazywałam swojej niepewności i obaw, bo nie ma nic bardziej demotywującego zespół, niż niepewny przełożony. Chciałam dać z siebie 150%. Wierzyłam w swój program rozwoju MDK i chciałam działać.
I wtedy pojawił się człowiek, który… sprawił, że zaczęłam czuć się… niekomfortowo to mało powiedziane. Naprawdę nie sądziłam, że na początku mojej pracy w „publicznej kulturze” spotkam mężczyznę, którzy wierzył, że krzykiem i agresją słowną spróbuje mnie „ubezwłasnowolnić”. Sądziłam, że świat ma już te „standardy” za sobą. Myliłam się.
Zacznijmy od początku. W pierwszych tygodniach mojej pracy odwiedził mnie człowiek i poinformował mnie, że mam zatrudnić go na etat, ale (UWAGA!): on nie będzie przychodził do pracy w MDK, bo tak naprawdę nie będzie u nas pracował i takie są ustalenia (moja głowa: Ustalenia – WTF!? Oczywiście, żadnych ustaleń nie było, a tylko próba wkręcenia niedoświadczonej, młodej kobiety. Dla zainteresowanych układami i układzikami: nigdy przez 7 lat nikt ode mnie nie wymagał, żebym kogoś zatrudniła czy zwolniła). Powiedziałam, że obecnie nie prowadzimy żadnej rekrutacji i nie rozumiem, że ma pracować na etacie u nas w jednostce – jednocześnie nie pracując w niej. W ogóle co to znaczy? Przyznam, że byłam zszokowana całą sytuacją, ale oczywiście się nie zgodziłam. Pan wyszedł trzaskając drzwiami.
To był początek mojej przeprawy, ale jeszcze wtedy nie miałam o tym pojęcia.
Na początku 2018 roku, kiedy kończyły się wszystkie umowy MDK, które zastałam obejmując stanowisko dyrektora przygotowałam wykaz koncertów, które chciałabym, żeby orkiestra zagrała w mieście. Był to sposób na dalsze wspieranie jej działalność. Zaproponowałam dokładnie kwotę 70 tys. zł wsparcia na 2018 rok.
Po mojej propozycji skierowanej do prezesa organizacji odwiedził mnie w biurze pewien Pan… kwota była za niska. Czułam się… delikatnie to ujmując przyparta do muru i pod naciskiem. Byłam młoda, niedawno zostałam dyrektorem, a w dodatku nie byłam „tutejsza” więc kto by mi uwierzył. Miałam tylko swoje słowo – małolaty w porwanych jeansach, przeciwko jego słowu – „mężczyzny stąd”. Kobiety zazwyczaj boją się mówić prawdę, bo są lekceważone, uznaje się je się za histeryczki i zupełnie dyskredytuje. Mamy 2024 rok, a nadal społecznie bardziej wiarygodni są mężczyźni.
Od tej pory starałam się mieć kontakt tylko z prezesem organizacji i raz przyjęłam zaproszenie na spotkanie zarządu organizacji, by przedstawić warunki współpracy. Prawnik przygotował umowę, która była zgodna z przepisami i wspierała działalność orkiestry na wyżej wymienioną kwotę, poprzez zamówione koncerty przez MDK. Prezes przystał na warunki. Okazało się jednak, że ktoś miał inne plany. Zaczęto mnie dyskredytować publicznie i zarzucać fałszywymi oskarżeniami. Obelgi publiczne i cała lawina nieprawdy nawet od osób, z którymi nigdy nie rozmawiałam. Każdy wiedział lepiej co się stało niż ja. Milczałam i odpowiadałam tylko na niezbędne pytania. Pamiętam jak jeden radny, (który już nie jest radnym) publicznie mnie zjechał na radzie, po czym w przerwie kawowej zaczepił mnie i stwierdził, że on wie, jak jest naprawdę, ale tak działa polityka i mam nie brać do siebie. NAPRAWDĘ!?
Po kilku tygodniach zostało zorganizowane spotkanie z orkiestrą i rodzicami. Siedziałam w gabinecie obok, ale nie miałam po tym wszystkim psychicznie sił wyjść do ludzi. Otrzymałam wsparcie burmistrza, które sam je poprowadził. Za to wsparcie zawsze będę wdzięczna.
Czułam się bezradna, nie potrafiłam zrozumieć jak, ktoś był w stanie tak zmieniać twarz? Czy talent, intelekt lub inne ponadprzeciętne zdolności, uprawniają do bycia agresorem? Zrobiłam wszystko zgodnie z przepisami, zaproponowałam wsparcie finansowe, chciałam współpracować… więc dlaczego nie?
Kilka dni temu ponownie po 6 latach przeczytałam, że to ja i burmistrz jesteśmy winni zamknięcia orkiestry. Próbowałam znów się od tego odciąć i zastanawiałam się przez kilka dni czy opublikować ten wpis – nawet na minutę go upubliczniłam i po chwili usunęłam. Nadal boję się co się teraz stanie. Byłam ofiarą, a publicznie zamieniono mnie w kata. Nie jestem w stanie dłużej czytać tych kłamstw i w końcu dojrzałam do tego, by powiedzieć prawdę. Nie chciałam już nigdy do tego wracać i pewnie w jakimś stopniu to wyparłam, ale widać cisza była przyzwoleniem na zachowania tego tylu ludzi, którzy aktywują się tylko wtedy, kiedy mogą coś z tego zyskać.
Fakty: Organizacja, przy której znajdowała się orkiestra miała własne instrumenty, stroje, własny lokal, środki z wynajmu lokalu, a dodatkowo propozycję na umowie komercyjnych koncertów w mieście przez cały rok 2018 na kwotę 70 tys. zł. Wewnętrzny konflikt w organizacji zakończył współpracę przez co umowa z MDK nie doszła do skutku. Po tej sytuacji prezes zrezygnował z funkcji prezesa – dlaczego? Nie wiem.
Mimo niestosownych zachowań wobec mnie, byłam ponad to, bo chciałam zachowania tradycji miasta. Nie miałam żadnego wpływu i przełożenia na to co się wydarzyło wewnętrznie w owej organizacji – nikt nie miał, poza zarządem i członkami organizacji.
Po odrzuceniu naszej propozycji nie chciałam, by dzieciaki zostały bez instruktora. Kupiliśmy nowe instrumenty i utworzyliśmy nową orkiestrę działającą jako część Miejskiego Domu Kultury. Orkiestra zaczęła swoje występy na świętach narodowych w mieście i wydarzeniach MDK. Podczas pandemii Orkiestra MDK została wyróżniona przez TVN24 i opublikowano jej utwór w telewizji. Niestety po pandemii kapelmistrz MDK na stałe wyprowadził się z regionu i część dzieci nie wróciło po tak długiej przerwie. Wiele z nich wyjechało z miasta na studia. Mam nadzieję, że może w nowej samorządowej szkołe muzycznej powstanie miejskia orkiestrta, która zawsze jest i będzie tak ważna w historii tego miasta. Trzeba jednak pamiętać, że w pierwszej kolejności zawsze są ludzie i ich potrzeby, a nie interesy firm, organizacji, miasta czy instytucji. Pewnie jakby to właśnie dzieciaki, a nie interesy były dla wszystkich najważniejsze, orkiestra nadal by istniała.
Praca jako dyrektor dała mi pewnie tyle samo pięknych doświadczeń, co takich, przez które tygodniami nie mogłam zasnąć. Często nie chciałam się odzywać, żeby nie dolewać oliwy do ognia, a czasem zwyczajnie nie miałam sił, a może też odwagi. Gdy nie miałam do czynienia z pieniędzmi publicznymi, nie spotykałam się tyloma agresywnymi i roszczeniowymi osobami. Nie spotkałam też tak wiele osób, które uważają, że im się „zwyczajnie należy”. Moim zdaniem, wiele osób traktuje pieniądze publiczne jako niczyje i nie szanuje ich wartości. Oczekuje wynagrodzeń, za to co się nie wydarzyło lub za pracę, której często nie wykonuje. Jeszcze więcej ludzi sądzi, że krzykiem przykryją prawdę. Jeśli jednak za długo krzyczysz, każda prawda w końcu się wyleje, bo ktoś nie wytrzyma – tak jak teraz ja.
Wiele ludzi komentuje rzeczywistość, powołując się na fakty, których nie zna. Zawsze jestem i będę za prawdą, a nie za nierzetelnymi zagrywkami i hasłami politycznymi. Już nigdy nie zgodzę się na to, by mężczyźni wywierali na mnie nacisk krzykiem, agresją i szkalowaniem, tylko po to by czerpać z tego osobiste korzyści. Czasy kobiet, które milczą już dawno minęły.