Blog

Gorsi i słabsi od innych?

Czasami tak bardzo mi zależy, żeby wszystko było „lepiej”, że zaczynam bzikować. Wpadam w panikę, a czasem nawet w paranoję. Nie wystarczy, by było jak wcześniej lub by jakoś to wyszło. Nie wystarczy mi zdecydowanie to, że coś się po prostu wydarzy. Ma być więcej, lepiej i musi robić wrażenie, bo jeśli nie… to znaczy, że jestem słaba, przeciętna i zwykła. Cholernie trudno poradzić sobie ze zrozumieniem, że nie jesteśmy wyjątkowi. Jesteśmy tacy jak wszyscy, a przynajmniej tacy jak większość. Owa większość najczęściej nic nie znacząca dla ogółu ludzi, bo tylko wybitne jednostki w historii świata go zmieniły, a reszta jest niczym pojedyncze mrówki w mrowisku. Ich praca jest ważna dla ogółu, ale z zasady powielają schemat i nic nie zmieniają.

Nie wiem jak Ciebie, ale przeraża mnie te całkiem przyziemne spojrzenie na życie. Z jednej strony widzę świat z perspektywy egocentryka, stawiając siebie pośrodku i przyglądając się temu, co dzieje się dookoła. Więc tak stoję, patrzę, rozglądam się i mam wrażenie, że wszystkie wydarzenia są oparte o mnie i w jakiś sposób ze mną związane. Gdy zauważam, że ktoś w pracy, czy w rodzinie ma gorszy dzień, to z góry zakładam, że chodzi o mnie i to właśnie ja czemuś zawiniłam. Najczęściej tak nie jest. Moje przytłaczające EGO zakłada, że zdecydowanie musiałam w owej sytuacji lub w głowie tej osoby jakoś zaistnieć. Nic bardziej mylnego. Istniejemy głównie w naszych głowach i częściej zastanawiamy się nad tym, co pozostałe osoby myślą o nas, niż sami analizujemy innych.

Od ostatnich miesięcy udało mi się dojść do zgody samej ze sobą i regularnie uczęszczam na siłownię. Dołączyłam nawet do grupy treningu funkcjonalnego, na którym jest wszystko co lubię najbardziej. Przede wszystkim wiem, co mnie czeka oraz kiedy to się skończy. Daje mi to złudne poczucie panowania nad sytuacją i szansę na w miarę rozsądne rozłożenie sił. Jeśli chodzi o moją sylwetkę to mam wrażenie, że plasuje się gdzieś w niższej połowie grupy. Z mojej perspektywy zdecydowana większość osób ma lepsze ciało niż ja. Z drugiej strony jednak, jeśli chodzi o siłę i wytrzymałość to zdecydowana mniejszość osób jest w stanie tyle wytrzymać co ja. Z mojej perspektywy robię więcej niż inni, by osiągnąć mniejsze wyniki. Jest to bardzo płytka i skrócona analiza. Po pierwsze nigdy nie wiem, ile te osoby ćwiczą poza tymi zajęciami. Po drugie nie mam pojęcia od ilu, być może nawet lat, uczęszczają regularnie na siłownie. Po trzecie nie znam ich diety, wytrzymałości i trwaniu w niej. Trzy podstawowe znaki zapytania, które powinnam wziąć pod uwagę, dokonując tej analizy, a jednak tak nie jest. Na poziomie poznawczym od razu znajduję w „stadzie” najsilniejsze ogniwo, czyli w moim przypadku najlepiej wyglądającą kobietę i skupiam się na niej. Nie biorę pod uwagę żadnych innych czynników, tylko zastanawiam się, dlaczego jej jest łatwiej i dlaczego nie mogę wyglądać tak jak ona. Dlaczego to ona jest tą doskonałą w moich oczach, a ja tą przeciętną?

Założenie, że dajemy więcej od siebie niż inni, a dostajemy mniejsze wyniki jest czymś, co pojawia się na wielu płaszczyznach naszego życia. Stawiamy się na poziomie ofiary, którą karze los. Nie potrafimy poradzić sobie z przeszłością i zakładamy, że to my mamy ciężej od innych, a nasze wyniki są gorsze, bo życie jest niesprawiedliwe. Nie analizujemy pełnego zaangażowania, które włożyła inna osoba, ponieważ nie posiadamy takiej informacji. Zamiast tego skupiamy się na własnych niedoskonałościach, bo przecież znamy je doskonale. Często nie czujemy się nawet przeciętni, a uplasowani niżej niż ktokolwiek z naszego otoczenia. Patrzymy na sobie w najgorszej wersji, w której sądzimy, że patrzą na nas inni. Nie zmieniamy nic, bo sądzimy, że nie mamy wpływu na to jak wygląda życie. Na pewno nie widzimy siebie jako wybitne jednostki, które zmienią świat. Mimo braku swojej nadprzeciętności nadal jesteśmy w centrum wszystkiego, bo zmiana perspektywy jest trudniejsza, niż najbardziej restrykcyjna dieta.

Marta Wójcik