Jak ktoś czyta moje wpisy, to wie, że dużo myślę o życiu, ale piszę tylko w dwóch wypadkach: jak mi się chce i jak mi się ulewa… Chyba właśnie od kilkunastu tygodni mi się ulewa…
W naszym życiu pojawia się wielu ludzi. W szkole, na studiach, w pracy, w podróży, po sąsiedzku i w przypadkowych, dziwacznych sytuacjach życiowych. Ja od lat mam tak, że nie szukam nowych przyjaźni, a nawet relacji czy znajomości, bo na te co mam i tak nie starcza mi czasu. Jest jednak we mnie taka dziwna nadbudowana empatyczna część, że jak zauważam, że ktoś ma problem – staram się mu pomóc. Nie potrafię tak zwyczajnie zignorować, że komuś coś w życiu nie wyszło i nie jest w stanie sobie poradzić. Robię co mogę, by ta osoba nie czuła, że została sama, a jak jestem w stanie jakkolwiek inaczej pomóc – to to robię.
Ostatnio jednak wewnętrznie zmagam się z sytuacją, że właśnie osoba, której starałam się pomóc, okazała się fałszywym i niezwykle chytrym stworzeniem. Codziennie wracają do mnie wspomnienia rozmów, spotkań i słów – które obecnie straciły zupełnie na wartości. Często rozmawiam z bliskimi, którzy pytają – jak to jest możliwe? Hipokryzja tego stworzenia, jest poza standardami ludzi, którymi na co dzień się otaczam i nawet nie jestem w stanie przyjąć odpowiedniej skali. Widzę co z człowieka robi brak pieniędzy i nieoparte pragnienie ich posiadania.
Gdy raz otworzyłam swoją przestrzeń, czuję się, że zostałam przełknięta, przeżuta i wypluta przez te stworzenie.
Powiedzcie… jak to możliwe, że ludzie mówią słowa, które dla nich nic nie znaczą?
Jak to możliwe, że ludzie są tak bezrefleksyjni w stosunku do swoich działań, że nie interesuje ich kogo po drodze zranią i jakie konsekwencje to ze sobą niesie?
Jak to możliwe, że ludzie w ciągu chwili są w stanie wymyślić historie, która służą tylko do osiągnięcia własnych celów?
Jak to możliwe, że kłamstwo może być sposobem na budowanie przyszłości?
Moje życie przyniosło mi właśnie nauczkę: słuchaj męża! Mój kochany mąż poznał się na tej osobie podczas pierwszego spotkania i mnie przestrzegł. Nie zgodził się nawet na zaproszenie tego stworzenia na nasze wesele – tak wysoka była skala jego niechęci… Teraz z całkiem dużą satysfakcją mi to wypomina – pewnie też bym wypomniała…
Jedno wiem na pewno – to wszystko co się wydarzyło, kiedyś ujrzy światło dzienne… Może to jest właśnie temat na całką nową powieść albo film? Może te doświadczenia, zachowane wiadomości, maile i filmiki staną się inspiracją do zupełnie nowej historii, która będzie przestrogą przed rozróżnieniem prawdy od sztucznie wykreowanych osobowości? W Internecie nic nie ginie i każda prawda czeka na swoją odpowiednią chwilę, na swój efekt WOW!
Ja też poczekam na karmę, które z pewnością dopadnie tą dziwaczną istotę…