Ludzie kojarzą mnie z 2 rzeczy: tego, że tańczę i tworzę lub tego, że działam w biznesie. A ja od zawsze pragnęłam miłości. Najlepiej takiej z filmu romantycznego. Mało ambitnego, bo w tych ambitnych nie zawsze jest szczęśliwe zakończenie. Może nie powinnam się do tego przyznawać, ale lubię banały. Wmawiają nam, że życie może być proste i kolorowe, częściej różowe, niż z odcieniami szarości. W banalnych filmach para pokonuje przeszkody, w trakcie scen miłosnych, jest doskonale dobrany soundtrack, a na koniec kochankowie odnajdują się na początku wspólnego, nowego życia. Wtedy następuje cięcie i nie ma dalszej historii.
Jako wzorowa uczennica, bazująca na wiedzy zaczerpniętej prosto z filmów, właśnie tak budowałam związki. Na podstawie cięcia. Chociaż nie wiem, czy to nie nazbyt odważna nazwa: „związek”, brzmi tak dostojnie i poważnie, a ja zdecydowanie nie byłam wtedy poważna, a tym bardziej rozsądna. Młoda, zakompleksiona i zdecydowanie zdeterminowana, ale nie rozsądna. Odkąd pamiętam potrzebowałam swojej drugiej połowy, osoby, która zapewni mnie, że nie jestem tak brzydka, wulgarna, gruba i beznadziejna jak mi się wydaje. Dlatego nie mogłam dopuścić do sytuacji, w której nikt się mną nie interesował. Mogłam nawet być sama, ale ZAWSZE mieć adoratorów. Dostojnych adonisów, którzy pojawią się w momencie, gdy poczuję się gorzej sama ze sobą. Często kobieta potrzebuje poczucia, że jest pożądana i atrakcyjna dla innego mężczyzny, bądź w tym wypadku chłopca. Może jej zupełnie na nim nie zależeć i w ogóle nie interesować się nim, a jednak czuć komfort, że w bagażniku nadal jest koło zapasowe. Zdaję sobie sprawę, że to okropne. Usprawiedliwiam się jednak sama przed sobą, że nie jestem jedyna. Czy nie każda z nas zachowuje sobie czegoś na czarną godzinę? Chłopaka, czekoladki, wino czy pieniądze? Ja zaczęłam po prostu trochę wcześniej. Zawsze lubiłam i nadal lubię mieć drugie wyjście. Daje mi komfort i spokojny sen.
Małpy tak działają: nie puszczają jednej gałęzi, gdy nie trzymają drugiej. Obserwując mężczyzn założyłabym, że samce są odważniejsze i próbują skoków. Samice natomiast wyczekują na dobry kierunek wiatru, którzy przybliży gałąź lub zmieniają trasę. Instynkt przetrwania czy rozum? Czy dbanie o to, by okno zawsze było otwarte, gdy zamykają się drzwi to domena całej rasy damskiej, czy tylko moja? Zdecydowanie dzieje moje i moich koleżanek, skłaniają mnie do teorii, że jednak czekamy na drugą opcję. Pewnie nawet nie zawsze robimy to świadomie. Łatwiej jednak skoczyć na głęboką wodę, w której nawet w oddali widzimy cel, niż stracić skałę, na której właśnie stoimy i puścić się w otchłań nie wiedząc, gdzie spadamy i jak długo to potrwa. To właśnie nowy cel determinuje nas do zmian. Powoduje, że zyskujemy
odwagę, by zmienić coś w naszym życiu. Nowa gałąź, po którą staramy się sięgnąć, jak tylko się do nas zbliży. Impuls, który pozwoli nam zauważyć CEL. Może wystarczy tylko, że ktoś w nas uwierzy lub inaczej spojrzy, powie jedno zdanie, by nasz świat stanął do góry nogami.
Zdarzyło mi się skoczyć do wody bez celu. Pewnie jak większości z nas ryzykowałam. I co? Trudno się było później odnaleźć. Zdarzyło mi się rzucić pracę bez pomysłu na przyszłość, tylko dlatego, że czułam się w niej niedoceniona i nieszczęśliwa. Na pewno mniej razy żałowałam tej decyzji, niż cieszyłam się, że ją podjęłam. Nie miałam wtedy wyjścia B, ani odłożonych środków na życie. Zapytacie skąd wzięłam odwagę? Byłam szczęśliwie zakochana i wmawiałam sobie, że mogę wszystko, bo skoro on mnie kocha, to mogę zmienić świat. Naiwna? Skoro miałam 1 płaszczyznę w życiu, czyli w tym przypadku związek, łatwiej było mi zdecydować się na zmiany w innej sferze życia. Nie zakładajcie jednak, że miałam szansę, bo mój luby stał się moim sponsorem. Niestety nawet nie pracował. To ja go utrzymywałam choć ja miałam tylko 22 lata, a on 27. Tak działa los. Skoro był dla mnie dobry, zabawny, przystojny i mnie kochał, gdyby posiadał pracę byłoby już to lekkim przegięciem – o rozumie nie wspomnę. (W moich wywodach niejednokrotnie żartuję zarówno mężczyzn, jak i kobiet w różnej formie, kontekstem jest jednak moja historia i mój wybór, który do niej doprowadził. Nie traktujcie ich zbyt poważnie). Wracając do decyzji o rzuceniu pracy. W moim wypadku (może masz tak samo) zauważyłam, że niepokój, który tworzy konieczność wyboru, istnieje tylko do momentu podjęcia ostatecznej decyzji. Po jej podjęciu – JA przynajmniej, czuję ogromną błogość. Uspokajam się, przestaję płakać i żałować. Robię się nawet przejęta i podniecona. Nastaje czas oczekiwania na zmianę i zazwyczaj na lepsze jutro. Przecież nikt z nas nie zmienia życie na gorsze, tylko na inne. Wiem, że świadomość, że możemy przewidzieć dzień następny jest niewiarygodnie komfortowa, ale nie wytwarza adrenaliny, która sprawia, że serce przyspiesza i brakuje nam oddechu. Dzięki niej czujemy, że żyjemy, a przewidywalność i niezmienna codzienność powoduje wrażenie, że życie ucieka nam między palcami. Jak ucieknie nam zbyt dużo tego życia, to niewiele go zostanie, by żyć.
Moje eksperymenty i nieustanne poszukiwanie miłości, po wielu latach wewnętrznej dewastacji osobowości, pozwoliły mi odnaleźć prawdziwą i ostateczną miłość. Może znów staję się naiwna, ale zamiast szukać gałęzi zapuściłam korzenie. Zupełnie nieświadomie porzuciłam potrzebę posiadania koła zapasowego, czy opcji B, bo pierwszy raz w życiu tak naprawdę uznałam, że już mi nie będzie potrzebna. Znalazłam się w miejscu, w którym pragnę się rozwijać i nadal czuć adrenalinę, ale chcę kroczyć ramię w ramię z moim
najlepszym przyjacielem. Człowiekiem, który widzi we mnie, to czego ja nigdy nie potrafiłam dostrzec. Nie ogranicza mnie, a tworzy przestrzeń, której nie miałam nawet będąc singielką. Nigdy nie sądziłam, że stanę się najbardziej wolna właśnie wtedy, gdy będę zajęta. Mój cynizm dojrzał do momentu, gdzie przeobraził się radość, a radość przestała być dziecinną naiwnością, a stała pięknym, dorosłym życiem. Nauczyłam się być szczęśliwa i doceniać szczęście z każdym elementem szarości, które ze sobą niesie. Bo życie nie jest idealne i proste, ale mimo wszystko jedyne i wyjątkowe, dlatego czerpy z niego, bo w tej rzeczywistości innego mieć nie będziemy.
Blog
Faceci, koła zapasowe i miłość
Marta Wójcik