Przeczytałam gdzieś kiedyś, że człowiek może zacząć nazywać się blogerem, gdy opublikuje 100 wpisów na swojej stronie. Jeśli tak faktycznie jest, to od dziś zaczynam nową karierę – blogerka Marta W. Ciekawe, kiedy mi się to zmonetyzuje? Przy obecnych cenach w sklepach mogę być w sieci internetowej, niczym członek jednego ze stowarzyszeń biznesowych, którego największą wartością jest polecanie firm, z którymi nigdy wcześniej nie pracowałeś. Swoją drogą to tacy influenserzy w świecie biznesu.
Chyba już doszczętnie zgorzkniałam, a może tak się dzieje, gdy przekroczymy pewien limit ludzi, którzy nas zawiodą?
Ostatnio stosuję „filozofię wycofania”. Fajnie brzmi, prawda? Tak naprawdę nie mam pojęcia co znaczy, ale idealnie wpisałaby się w jedną z infografik sycących nas wiedzą na Instagramie. Napis: „wycofuję się” aktualnie kojarzyłby się raczej z rezygnacją startu w wyborach (nie – nie startowałam, jeśli się nad tym zastanawiasz). Zamiast tego w zasadzie od pół roku wycofuję się z przestrzeni i środowisk dla mnie toksycznych. Wydaje mi się, że już o tym pisałam, bo kiedyś zrobiłam porządek w swoim środowisku i relacjach, ale okazuje się, że trzeba je na bieżąco odświeżać. To trochę jak wiosenne porządki – od czasu do czasu trzeba coś wyrzucić.
Pytanie zasadnicze brzmi co rozumiem przez słowo „środowisko toksyczne”?
Według mnie to przestrzeń społeczna zamkniętego środowiska, w których po zakończeniu interakcji czujesz się gorzej niż przed jej rozpoczęciem. Pisząc te zdanie zastanawiam się jak bardzo trzeba mieć nierówno pod kopułą, by przebywać w miejscach, które szkodzą naszemu samopoczuciu, a nawet zdrowiu psychicznemu? Zdaję sobie, że czasami nie ma wyjścia, czyli: „rodziny się nie wybiera” lub „pracę trudno zmienić”, ale chyba trzeba dążyć do tego, by było lepiej, a nie gorzej – nie sądzisz?
Środowiska toksyczne działają na mnie jak wsysacze energii, niczym watahy wampirów energetycznych. Zauważyłam też, że takie grupy najczęściej są tworzone z negatywnych pobudek lub przyczyny ich istnienia z czasem się zmieniły. W środowiskach takich relacje między pojedynczymi osobami są podszyte kłamstwem i nadgorliwą, ostentacyjną kurtuazją. Szczerość nie jest mile widziana, a sprawy sporne zamiatane pod dywan. Jeśli zastanawiasz się czy masz takie grupy, to raczej ich nie masz, a jeśli od razu przychodzi Ci na myśl miejsce lub grupa, gdzie na samą myśl pojawia się dreszcz i uczucie dyskomfortu – uciekaj!
A co z osobami niekoniecznie toksycznymi, ale nawet po prostu „niedobrymi dla nas”?
Ja zastanawiam się zawsze, a nawet sprawdzam w wiadomościach w jakich sprawach się ze mną kontaktują? Są osoby w mojej skrzynce, które zawsze czegoś chcą. Z pewnością Ty też takie masz. Poza życzeniami na tablicy Facebooka odzywają się, gdy coś się dzieje (stajesz się źródłem informacji) lub gdy czegoś chcą. Takie zachowania są moim zdaniem zupełnie normalne – o ile jesteś w pracy. Macie wspólny cel – otrzymać pensję za realizację zakresu obowiązków więc najczęściej kontaktujecie się ze sobą z sytuacjach, które tego potrzebują. W innych przypadkach spójrzmy prawdzie w oczy – zwyczajnie nas wykorzystują.
Jest jeszcze prostszy sposób, by sprawdzić, czy ktoś jest dla Ciebie toksyczny czy nie. Po spotkaniu zadajesz sobie pytanie – czuję się teraz lepiej czy gorzej? Przyjaciele są po to, by dawać miłość, radość, ulgę i wsparcie, a nie po to by przygnębiać, wzbudzać lęk, smutek i samotność.
Mój setny wpis na blogu zamienił się w poradnik: „jak rozpoznać toksyka?” – no ale cóż… może i takie treści są potrzebne. Z pewnością dla mnie, bo chyba właśnie po to piszę – bardziej dla siebie niż dla innych. By oczyścić swoją głowę, poukładać własne myśli i przede wszystkim poczuć ulgę z przepracowania pewnych doświadczeń dręczących moją duszę.