Wbrew pozorom miłość i spychologia stoją niedaleko siebie w gąszczu naszych emocji i zachowań. W obu przypadkach niezbędna jest osoba po drugiej stronie, na którą scedujemy nasze uczucia. Gdy kogoś kochamy i zaczynamy układać sobie z nim życie często, jakby z automatu, zaczynamy zwalać na niego co raz więcej naszych obowiązków, a może nawet oczekiwań. Z jednej strony skupiamy się na tym, by się rozwijać i nasze życie było co raz lepsze i wygodniejsze, a z drugiej oczekujemy wsparcia, którego często sami nie dajemy.
Przykład.
Kochasz swojego partnera. Twoje uczucia są tak wielkie, że nie jesteś w stanie wytrzymać bez niego jednej nocy, więc postanawiasz z nim zamieszkać. Od zawsze dbasz o to jak wyglądasz i o stan swoich ubrań przed wyjściem. Co za tym idzie pierzesz je i przed złożeniem do szafy prasujesz. Twój mężczyzna umie prać – tak zakładasz, bo przecież jest dorosły. Poza tym zna się tak dobrze na nowinkach technicznych, że nowa pralka na pewno nie będzie dla niego tajnikiem – w końcu to raptem trzy przyciski, o wiele mniej niż PAD. Ty uczysz się obsługi nowej pralki – on jednak twierdzi, że jest to dla niego czarna magia. Dodatkowo Twój partner twierdzi, że nie potrafi tak dokładnie prasować, jak Ty, więc robisz to za niego. Pranie za praniem, miesiąc za miesiącem, Twoja irytacja rośnie i rośnie. Na spotkaniach żalisz się mamie i koleżankom, że musisz za niego prać i prasować.
Ale czy to prawda? Czy naprawdę musisz?
Przecież jeśli nie popierzesz mu i nie poprasujesz to czy coś się właściwie stanie? Spychasz na niego winę, obarczając za to, że nie robi czegoś, co na Twoją codzienność nie ma zupełnie wpływu. Jego perspektywa to: „Nigdy tego nie robiłem i dlaczego mam się zmienić?” Przecież, nadal możesz prać i prasować własne ubrania – bo one są Twoje. Ala w zasadzie, dlaczego masz być odpowiedzialna za jego wygląd i dlaczego spychasz na niego winę, że obarcza Cię obowiązkami, na które nie masz ochoty? Przecież ta czynność nie ratuje mu życia i nic nie zmienia. Zakładam, że nie wybrałaś mężczyzny, który się nie myje i nie zmienia ubrań? Jeśli wybrałaś, a takie zachowanie Ci przeszkadza, nie zwalaj winy na niego, bo to Ty wybrałaś go z taką właśnie cechą. Przecież racjonalny człowiek nie kupuje ubrań, które będzie musiał rozpruć i uszyć na nowo. Nie wybieramy partnera, by zmienić jego charakter i ponownie wychować na swoje podobieństwo. Jeśli nie chce prać i prasować, to nie Twoja sprawa. Nie rób tego za niego, jeśli nie masz ochoty, bo nie musisz. Jeśli przeszkadza Ci jak wygląda, a on nie chce się zajmować sam sobą, zmień mężczyznę, ale nie spychaj winy na niego, bo nie musisz się męczyć. Męczysz się z wyboru, a nie z przymusu. Poza tym założenie, że o wyglądzie mężczyzny decyduje żona czy partnerka, z którą mieszka pochodzi z czasów, w których kobiety nie pracowały tylko zajmowały się domem. Teraz niejednokrotnie pracujemy tyle samo, a nawet więcej niż mężczyźni, więc proporcjonalnie tyle samo czasu powinnyśmy poświęcać na dom. Nie wkładaj sobie do głowy presji, która w żaden sposób nie wpływa na Twoją codzienność. Dbaj przede wszystkim o siebie, a obowiązków innych osób nie zabieraj im sprzed nosa, by następnie spychać na nich winę za to, co „musisz” za nich robić.
Zdaję sobie sprawę z tego, że teoretycznie jest to bardzo proste, ale w praktyce przychodzi o wiele trudniej. Sama niejednokrotnie łapię się na wykonywaniu czegoś za kogoś i poczuciu żalu do tej osoby, że mi nie pomogła. Ale tak naprawdę jej na tym nie zależało, tylko mi. Zwalam na nią winę za rzeczy i sprawy, które tak naprawdę były moje, a nie jej i które to mi przeszkadzały, a nie jej.
Spychologia jest dla mnie w związku studnią bez dna. Bardzo łatwo przychodzi obarczanie najukochańszej nam osoby swoimi wymaganiami, zadaniami do realizacji i celami, których nie możemy zdobyć, bo np. zajmujemy się domem. Jednak przecież decyzję o wspólnym mieszkaniu podjęliśmy całkiem rozsądnie – z miłości. Tak samo, jeśli nie jesteśmy zadowoleni w swojej rzeczywistości, w której cały czas winimy za wszystko drugą osobę, możemy z takiej codzienności zwyczajnie zrezygnować, na rzecz komfortu psychicznego i lepszej przyszłości. Mądra Pani psycholog powiedziała mi ostatnio, że jeśli dobrze się dobierzemy w parze, nasz związek z roku na rok będzie co raz lepszy, bo to, że będziemy się poznawać będzie wpływać korzystnie na nasze relacje. Często za szybko godzimy się na rozwiązania, które nam nie pasują, bo obawiamy się, że na koniec zostaniemy sami, że zabraknie nam czasu na rodzinę, że nikt lepszy się na pewno nie pojawi lub tego, co inni pomyślą. Związek i miłość zamiast nasz uskrzydlać po roku czy dwóch zamieniają się w spychanie na partnera/partnerkę wszystkiego, co nam się nie udało i nas irytuje. Szukajmy szczęścia ze sobą i wśród ludzi, którzy nie będą na nas spychać swoich małych i dużych złości. Znajdujmy takich, dzięki którym nie będziemy mieli co spychać. A jeśli pokochaliśmy kogoś mimo małych wad, nie zamieniajmy ich w cele ataku w każdy gorszy dzień, który nam się przydarzy.