Chciałabym poruszyć teraz pewien drażliwy temat, a mianowicie przyjrzeć się często powtarzanej frazie: „wygląd nie ma znaczenia”. Zastanawiam się, czy jeszcze ktoś w nią wierzy?
Pisałam nie raz o tym, jak ja się czuję ze sobą. Swoimi cechami i stylizacjami oraz rzeczami, którymi się otaczam, by poprawić sobie humor. Faktem jest też to, że oceniam ludzi od razu, gdy ich widzę. Kiedy na ulicy podchodzi do mnie człowiek w brudnych ubraniach, nieogolony, z przetłuszczonymi włosami i ogólnie kiepsko pachnący nie zapraszam go na obiad i nie pytam o historię jego życia. Może Ty tak robisz – ja nie. Z góry oceniam go i zakładam, że jest pijany lub nieobliczalny, bo przecież, kto o zdrowych zmysłach i bez uzależnień jest w stanie znaleźć się w takiej sytuacji. Oceniam go przez pryzmat jego wyglądu, a moim automatycznym zachowaniem jest unik. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego i zakładam, że nie będę się z nim przyjaźnić, a co więcej nie chcę nawet próbować. Po takim spotkaniu, często nawet poddaję refleksji moje życie i uznaję, że powinnam być bardziej wdzięczna za to, co mam. Jeśli po dłuższej analizie stwierdzę, że bezdomny jest trzeźwy, czasami przechodzę obok wyciągając drobne, ale w trakcie marszu, żeby się nie zatrzymać i nie ryzykować rozmowy, a następnie się cofnę, by mu je wręczyć. Faktem jest też, że nie daję pieniędzy tym, który żebrzą, raczej tym, których przypadkowo spotykam, ale którzy za zawód nie obrali sobie proszenia innych o pieniądze.
Tak właśnie moja kochana czytelniczko wygląda ocenianie po wyglądzie. I być może pomyślisz sobie, że jest to bardzo skrajna sytuacja, ale czy naprawdę w innych sytuacjach nie zachowujemy się podobnie? Kiedyś trafiłam do sklepu z sukienkami prosto po pracy. Byłam w dopasowanym kostiumie, szpilkach i dosłownie w dwie sekundy po wejściu podeszła do mnie ekspedientka, by zaproponować swoją pomoc. Przejrzałam dostępne modele, kilka przymierzyłam i stwierdziłam, że wrócę, jeśli nie znajdę czegoś lepszego, niż długa czerwona suknia do ziemi za całkiem sporą sumę (dwukrotnie wyższą niż planowałam wydać). Trafiłam jeszcze do jednej galerii i nie zdążyłam przed zamknięciem sklepu. Następnego dnia przyjechałam do sklepu od razu z miejsca realizacji imprezy masowej, którą miałam otwierać następnego dnia przed trzema tysiącami widzów w owej sukience. Tym, którzy nie pracowali na produkcji w przeddzień imprezy i nie koordynowali jej chciałabym wyjaśnić, że praca przy niej jest związana z ciągłym bieganiem, poprawianiem scenografii, próbami dźwięku, a czasem podczepianiem się pod sufit, żeby dokończyć scenografię, kiedy zajdzie taka potrzeba. W skrócie, zakłada się najwygodniejsze buty, najwygodniejsze jeansy czy dresy i wygodną kurtkę, którą możesz szybko zakładać i zdejmować, w razie zmiany miejsca i temperatur. Do tego związane włosy i niewielki makijaż, żeby nie rozmazał go wciąż powracające na twarz pot i kurz. Po takim, zazwyczaj kilkunastogodzinnym, planie realizacji wyglądasz jak po przebiegnięciu maratonu. Właśnie w takim stanie trafiłam do tego samego sklepu następnego dnia, żeby kupić wymienioną wcześniej sukienkę. Wpadałam do środka mając 15 minut do zamknięcia, wzięłam ją w rękę i pomknęłam do przymierzalni, by upewnić się, że to na pewno ten rozmiar do mnie pasował. Przymiarka trwała może 3 minuty. Ta sama pani ekspedientka, która dzień wcześniej nadskakiwała mi już od wejścia tym razem tylko zerknęła na mnie znad lady i nawet nie odłożyła telefonu. Nie byłam dla niej klientką, która kupiłaby coś w sklepie tej marki i w tej cenie. Po przymiarce podeszłam szybko do lady i powiedziałam: „proszę zapakować, płacę kartą”. Pani popatrzyła na mnie dłuższą chwilę po czym dodała: „przepraszam, nie poznałam pani”. W zasadzie nie musiała przepraszać. Nie pomogła mi, a ja nie potrzebowałam pomocy. Jednak czułam jej dyskomfort podczas pakowania sukienki. Ekspedientka źle oceniła potencjalną klientkę i potraktowała ją zupełnie inaczej, niż podczas wcześniejszej wizyty w sklepie. Pewnie zastanawiała się co o niej myślę i czy nie podzielę się jej lekceważącym zachowaniem w opiniach na Google. W mojej głowie jednak krążyło tylko jedno słowo: „Szybciej!”. Jej zachowanie nie miało dla mnie znaczenia, bo w tym momencie priorytetem był czas, którego nie miałam. Jednak sądzę, że dzięki tej historii doskonale wybrzmiewa to, co chcę przekazać na temat wyglądu: wygląd ma znaczenie.
Często chcemy negować takie podejście, by prawdopodobnie poczuć się lepszymi ludźmi. Próbujemy nie zwracać uwagi na zewnętrzne atrybut, ale moim zdaniem kompletnie nam się to nie udaje. Przykładem nie musi być sytuacja z bezdomnym czy klientką sklepu, ale również dobieranie się w pary. Szukamy osób, które swoim wyglądem budzą nasze pożądanie, a może nas intrygują. Lubimy ich włosy, a może oczy. Zawsze jest to jednak element, który widzimy. Wzrok jest jednym z naszych zmysłów i podobnie jak „jemy oczami”, tak też podejmujemy wzorkiem również mnóstwo innych decyzji. Nie wiem też, dlaczego tak bardzo demonizujemy zwracanie uwagi na wygląd. Skoro otaczamy się ludźmi podobnymi do siebie, to każdy z nas w swoim otoczeniu znajdzie kogoś z kim będzie czuł się komfortowo. Z drugiej strony, nigdy nie będziemy pasować do wszystkich.